BIULETYN BEZPŁATNY NR 1/2018 ISSN 2544-9311
Z ogromną satysfakcją oddajemy w Państwa ręce pierwszy numer „Wolnopszczelarstwa, bezpłatnego biuletynu Stowa-
rzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły.
Wydając pismo chcieliśmy docenić wartość słowa pisanego w formie tradycyjnej, a zarazem poszerzyć grono odbiorców,
którzy nie dotarli do tekstów ukazujących się w formie elektronicznej, w zasobach internetowych Stowarzyszenia.
Na treść pierwszego numeru składa się krótki opis historii i działalności „Wolnych Pszczół”, a także wybór artykułów, które
dotychczas ukazały się na naszej stronie internetowej. Dominują tłumaczenia anglojęzycznych tekstów autorstwa pszczelarzy
praktyków, którzy od wielu lat prowadzą swoje pasieki nie stosując żadnych „leków” ani substancji chemicznych służących do
zwalczania pszczelich chorób i pasożytów. Nie widzimy powodu, dla którego nie moglibyśmy się posiłkować wiedzą i doświad-
czeniem starszych stażem kolegów zza granicy, w tym z drugiego brzegu Wielkiej Wody. Na tłumaczenia składają się zatem
artykuły wykładowcy i hodowcy matek pszczelich - Michaela Busha; wybitnego pszczelarza zawodowego - Kirka Webstera;
oraz artysty, muzyka, pisarza, a wreszcie pszczelarza hobbysty - Charlesa Martina Simona. Nasze polskie podwórko dopiero
raczkuje w takich formach uprawiania pszczelarstwa, gromadzimy doświadczenia i wiedzę. Jesteśmy jednak przekonani, że w
kolejnych numerach Biuletynu znajdzie się więcej tekstów rodzimego pochodzenia.
Zapraszamy też do lektury wywiadu z jednym z największych polskich autorytetów z dziedziny pszczelnictwa, profesorem
Jerzym Woyke, który zdecydował się na rozmowę z nami o pszczołach i pszczelarstwie, w tym również o tych jego aspektach,
które interesują nas najbardziej. Za co niniejszym jeszcze raz Profesorowi dziękujemy!
W numerze nie mogło również zabraknąć artykułów autorstwa członków naszego Stowarzyszenia. Znalazł się tu zatem
opis „Fortu Knox”, agowego projektu „Wolnych Pszczół”, o którym pisze bloger i propagator pszczelarstwa naturalnego Bartło-
miej Maleta oraz tekst Krzysztofa Smirnowa o łapaniu rojów.
Na koniec chcemy wyjaśnić, że nasz Biuletyn zamierzamy wydawać jako aperiodyk, a więc będzie się on ukazywał w niere-
gularnych odstępach czasowych. Mamy jednak nadzieję, że kolejny numer ukaże się niebawem.
Serdecznie zapraszamy do lektury - Redakcja maj 2018
str. 3 - Bush: Cztery proste kroki do
poprawieniazdrowiapszczół
str. 8 - rozmowa z profesorem Jerzym Woyke
str.12 -Bush:Dlaczegoniebiorępoduwagę
jakiejkolwiek formy leczenia
str. 14 - Charles Martin Simon:
ZasadyPszczelarstwaodtyłu
str. 17 - Bush:Potrzebaróżnorodnościgenetycznej
str. 18 - FortKnox:czylinaszarezerwa„złota”,
„FortKnox”wpraktyce
str. 20 - Bush:10PrzykazańPszczelarstwa
w interpretacji Michaela Bush’a
str. 24 - Webster:Dzikiepszczoły
str. 28 - Webster:ZapaśćiOzdrowienie:
Droga do Pszczelarstwa Bez Leczenia
str. 30 - STowarzyszenie pszczelarstwa
naturalnego„wolnepszczoły”
str. 32 -Ołapaniuwędrujących
rojówsłówkilka
SPIS TREŚCI
2
SEKRETARZ REDAKCJI: Jakub Jaroński
ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Krzysztof Smirnow, Bartłomiej Maleta, Jakub Jaroński
SKŁAD | OKŁADKA: Mariusz Uchman
KOREKTA: Krzysztof Smirnow, Jakub Jaroński
WYDAWCA: STOWARZYSZENIE WOLNE PSZCZOŁY
Wzdół Kolonia 24a, 26-010 Bodzentyn
Biuletyn bezpłatny
STOWARZYSZENIE PSZCZELARSTWA NATURALNEGO WOLNE PSZCZOŁY”
Regon: 361312748 | NIP: 6572917808
www.wolnepszczoly.org | www.forum.wolnepszczoly.org | wolnepszczoly@wolnepszczoly.org
OD REDAKCJI
Michael Bush
1. PLASTER
Jestem już zmęczony dyskusjami o tym, czy rozmiar ko-
mórki pszczelej wpływa, czy nie wpływa na stan porażenia
Varroa. W mojej pasiece warroza nie stanowi już problemu,
ale na każdym spotkaniu pszczelarskim widzę, że roztocza
są obsesją pszczelarzy i ostatecznie spędzam przynajmniej
połowę czasu opowiadając o nich. Przeszedłem na małą
i naturalną komórkę w czasach, kiedy nikt nie wierzył, że
można hodować pszczoły bez leczenia. Przez kilka lat nie
leczyłem pszczół z powtarzającym się katastrofalnym skut-
kiem dla mojej pasieki, ale wreszcie wyciągnąłem z tego
właściwe wnioski. Gdy przeszedłem na małą i naturalną
komórkę, z przyjemnością mogłem wreszcie wrócić do
hodowli pszczół i pozostawić za sobą kontrolowanie pora-
żenia roztoczami. Inni często kwestionują moje doświad-
czenia, a choć i dla mnie słowa różnych pszczelarzy nie
były dowodem, to w przeciwieństwie do mnie, wielu tak
naprawdę nawet nie chce spróbować. Ale rozważmy nasze
opcje.
Opcje
Jeżeli chcesz, możesz przyjąć, że rozmiar komórki nie ma
znaczenia. Dla mnie to założenie budzi poważne wątpliwo-
ści, skoro bezspornie wiemy, że to właśnie rozmiar komórki
ma kluczowe znaczenie w omawianej sprawie. Jeżeli po-
większenia rozmiaru pszczoły o 50% nie uznajesz za zmia-
nę istotną, to tak naprawdę nie mam pojęcia, co mógłbyś
za taką uznać. A od czasu obserwacji Hubera wiemy, że
taki fakt miał miejsce. Spostrzeżenia te zostały następnie
potwierdzone i rozwinięte w badaniach Baudoux, Pincho-
ta, Gontarskiego i wielu innych, a obecnie również przez
McMullana i Browna („Wpływ małej komórki w gnieździe
na morfologię pszczół miodnych (Apis mellifera)” – John B.
McMullan i Mark J.F. Brown).
Rozmiar naturalnej komórki
Wedle własnego uznania możesz przyjąć jako naturalny
jaki tylko rozmiar chcesz. Ale ostatecznie jedynie zaprze-
stanie podawania węzy i pozwolenie pszczołom na budo-
wanie tego, czego chcą, umożliwi zakończenie tych dysku-
sji przez same pszczoły.
Dzięki temu, że pszczoły będą budować, tak jak chcą,
ty zaoszczędzisz sporo pracy i wydatków. Dodatkowo jest
to jedyne rozwiązanie, aby uzyskać niezanieczyszczone
plastry (zobacz lmy google’a z Maryann Frasier dotyczące
zanieczyszczenia nowej węzy akarycydami [https://www.
youtube.com/watch?v=F34TLvdg-OY]). Dla mnie to bez-
dyskusyjnie najlepsze rozwiązanie pod każdym względem.
Nawet przyjmując założenie, że rozmiar komórek nie ma
znaczenia, nikt nie twierdzi, że naturalny rozmiar komór-
ki jest dla pszczół niewłaściwy. Ponadto nikt mi znany nie
myśli, że niezanieczyszczony wosk jest dla pszczół gorszy,
a większość pszczelarzy tak naprawdę uważa, że czysty
wosk jest podstawą zdrowia pszczół.
Dlaczego nie pozwolić im budować tego,
czego chcą?
Dlaczego nie chcesz pozwolić pszczołom budować tak jak
same chcą? Mam wrażenie, że pszczelarze obawiają się, że
pszczoły będą budować tyko komórki trutowe. Słyszałem
to wiele razy. Oczywiście, że to nie jest prawda. Gdyby tak
było, nie byłoby nigdy dzikich pszczół. Jeżeli chcesz do-
wiedzieć się ile pszczoły wybudują trutowego plastra i ile
wychowają trutni, a także jaki możesz mieć na to wpływ
osobiście, to przeczytaj opracowanie Clarence’a Colliso-
na na ten temat (Levin C.G., C.H. Collison, 1991 „Budowa
i rozmieszczenie plastrów i czerwiu trutowego w rodzinach
pszczoły miodnej (Apis mellifera L.) w dzikiej zabudowie”.
BeeScience 1: 203 – 211). Rzecz w tym, że o ilości trutni w
rodzinie decydują pszczoły i oddanie im pełni kontroli w
tym zakresie uprości życie zarówno im jak i tobie. Kiedy
pszczoły zbudują cały plaster trutowy, najlepiej umieścić
go na skraju przy ściance ula i dać im kolejną pustą ramkę.
Jeżeli wyjmiesz ramkę trutową, potrzeba pszczół nie zosta-
nie zaspokojona i będą budować kolejny plaster trutowy.
To właśnie przyczynia się do powstania mitu, że pszczoły
nie będą budowały nic poza komórkami trutowymi.
Plastry w ramkach?
Niektórzy wątpią, czy pszczoły będą budowały plastry
w ramkach. Tak naprawdę sknocą plaster w ramkach bez-
węzowych mniej więcej tak samo często jak przy używaniu
każdego rodzaju węzy. Plastikową węzę sknocą nawet bar-
dziej niż ramkę bezwęzową. Ale jeżeli coś popsują, to wy-
starczy po prostu wyciąć plaster i podwiązać go do ramki,
jeżeli jest z czerwiem, albo zabrać go, jeżeli jest z miodem.
CZTERY PROSTE KROKI
DO POPRAWIENIA ZDROWIA PSZCZÓŁ
Wielokrotnie już omawiałem różne moje, modyfikowane przez lata metody, ale na ten moment
chciałbym skupić nasze rozważania na czterech zagadnieniach: plaster, genetyka, naturalny po-
karm i brak leczenia. Prześledźmy argumenty i skoncentrujmy się na potwierdzonych faktach.
WYBORY ZDROWOROZSĄDKOWE DO UTRZYMANIA PSZCZÓŁ PRZY ŻYCIU
3
Budowa plastrów bez węzy?
Często słyszałem opinie doświadczonych pszczelarzy po-
wtarzających żółtodziobom, że bez węzy pszczoły w ogóle
nie będą budować plastrów. Jest to dla mnie tak absurdal-
ne stwierdzenie, że nawet nie widzę potrzeby odnoszenia
się do niego.
Drutowanie?
W końcu, mitem jest również to, że nie odrutowane ram-
ki nie dają się wirować. Drut wprawiano, aby utrzymywać
węzę w ramce przed odbudowaniem plastra (zobaczcie
jakikolwiek starszy ABC XYZ w Bee Culture), a nie po to,
aby umożliwić ich odwirowanie. Nieodrutowane ramki
bez węzy wiruje bardzo wiele osób - ja również. Ale jeżeli
upierasz się na drutowanie, zrób to, wypoziomuj ul i śpij
spokojnie. Osobiście używam szerokoniskich ramek typu
Langstroth 2/3 („medium”), dzięki czemu mogę spokojnie
nosić korpusy i nie mam potrzeby używania drutu.
Jak używać ramek bezwęzowych?
przy standardowej ramce do klinowania węzy („wedge
frame”), wystarczy usunąć jedną z listewek z górnej belecz-
ki i umieścić ją bokiem. I tak miałeś oderwać tą deseczkę,
żeby potem ją przybić, nieprawdaż? [www.nwdba.org/fo-
undationless – tu można znaleźć instrukcję jak to zrobić –
przypis tłumacza];
jeżeli górna beleczka posiada rowek, można w nim umie-
ścić patyczek do lodów, lub część patyczka do mieszania
farb;
z ramek odbudowanych można wyciąć środek plastra,
pozostawiając rząd odbudowanych komórek;
w przypadku starej ramki bez plastra, po prostu umieść ją
pomiędzy odbudowanymi, zaczerwionymi ramkami [jeże-
li umieścisz pomiędzy ramkami z miodem, pszczoły mogą
wydłużyć komórki bocznych ramek, zamiast odbudować
nowy plaster – przypis tłumacza];
w przypadku plastikowej węzy czy ramki, można wyciąć
jej środek pozostawiając rząd komórek dookoła krawędzi;
jeżeli robisz własne ramki, zhebluj górną beleczkę w szpic,
w taki sposób, żeby skierowany był do dołu. Poza tym zrób
boczki o szerokości 32 mm.
Mniej pracy
Podsumowując, zastanów się czy nieużywanie węzy kosz-
tuje cię wiele pracy. Jeżeli kupisz standardową ramkę
do klinowania węzy i obrócisz listewkę klinującą o 90 stopni,
a potem ją przykleisz lub przybijesz, to będziesz miał ram-
kę bezwęzową. To bardzo proste. I tak zamierzałeś odciąć
tą listewkę i przybić ją ponownie do ramki, nieprawdaż?
A co z plastikową węzą, w ramkach z rowkami? Wyciągnij
plastikowy arkusz i przyklej patyczki w rowku na węzę. Je-
żeli masz ramki zbudowane na węzie z wosku, wytnij pla-
ster pozostawiając rząd komórek dookoła i jeden lub dwa
rzędy na górze. A co z tą starą ramką, całkowicie zniszczo-
ną przez motylicę, w której w zasadzie są tylko oprzędy?
Usuń je oraz inne zanieczyszczenia i wsadź ramkę pomię-
dzy dwie odbudowane ramki z czerwiem. Możesz mieć
tylko trochę więcej kłopotów z plastikową ramką, która
ma wbudowaną węzę. W tym przypadku musisz wyciąć
środek ramki. Można to zrobić różnymi narzędziami, ale
wydaje mi się, że najłatwiej będzie ci to zrobić przy użyciu
naprawdę gorącego noża. Wszelkiego rodzaju wyrzynarki
zapewne również dadzą sobie z tym radę. Przy tym dość
łatwo będzie pozostawić rogi i krawędzie dla wzmocnie-
nia i prowadzenia plastra. I jak to porównać do drutowania,
ustawiania naciągu, wprawiania węzy? Albo używania pla-
stikowych ramek? Zaoszczędzasz około 1 dolara na arku-
szu węzy, jeżeli chcesz mieć małą komórkę i porównywalną
ilość pieniędzy, jeżeli chcesz mieć ramki plastikowe.
Minusy
Cóż, oszczędzając pracę i pieniądze możesz mieć czysty
wosk, komórkę naturalnych rozmiarów i naturalny plaster
z odpowiednim układem i proporcjami ilości komórek
robotnic i trutowych. Jakie są minusy? Wożąc pszczoły
w ulu Langstrotha z ramkami o pełnej wysokości, w gorące
dni niektóre plastry mogą się oderwać podczas jazdy po
wybojach. Ale przecież można drutować ramki i wówczas
to przestaje być problemem. Poza tym bez węzy istnieje
konieczność poziomowania uli. W pasiekach stacjonar-
nych tak naprawdę te problemy nie istnieją. Poziomuje się
podstawki, co w zasadzie i tak powinno się robić. Wywo-
żąc pszczoły trzeba poświęcić na to trochę więcej pracy niż
przy rozstawianiu palet, gdy nie martwisz się, czy są pozio-
me.
Zainwestowany czas
W najgorszym wypadku będziesz musiał ponownie stop-
niowo przestawić się na dotychczasową metodę. I tak ku-
pujesz węzę i wprawiasz ją przez cały czas, zgadza się? Nie-
którzy rotują odbudowane ramki co pięć lat lub rzadziej,
a inni po prostu zmieniają plastry, kiedy potrzebują. Nieza-
leżnie od wypracowanej metody, jeżeli odstąpisz od uży-
wania węzy z dużą komórką i leczenia, w końcu będziesz
miał naturalny, czysty plaster. To tak naprawdę jedyna dro-
ga, żeby go uzyskać – alternatywą jest tylko znalezienie do-
brego źródła czystego wosku i wykonywanie własnej węzy.
Jeżeli masz już zapas węzy z powiększoną komórką, mo-
żesz sprzedać ją za cenę katalogową komuś w okolicy, kto
i tak by taką kupił, oszczędzając mu pieniędzy za przesył-
kę. Albo, jeżeli jesteś niecierpliwy, sprzedaj ją za bezcen,
o ile jesteś w stanie znieść małe poświęcenie dla zdrowia
pszczół. Możesz sobie zbilansować tą stratę nie kupując
pasków leczniczych, które i tak nie działają.
4
fot. Krzysztof Smirnow
W najgorszym wypadku
Popatrzmy na najgorszy przypadek. Przyjmijmy, że rozmiar
komórki w ogóle nie ma znaczenia. Nieracjonalnym jest
przyjęcie założenia, że pszczoły będą mniej zdrowe na na-
turalnym plastrze, więc w najgorszym razie po prostu nie
będą się miały lepiej. W najgorszym wypadku poniesiesz
mniejsze koszty niż za przerobienie zanieczyszczonego
plastra na zanieczyszczoną węzę. W zasadzie nie ma tu mi-
nusów. Jest mniej pracy niż przy drutowaniu i wprawianiu
węzy. Jest mniej kosztów niż przy drutowaniu i wprawianiu
węzy. Wosk nie będzie zanieczyszczony (przynajmniej do-
póki sam tego nie zrobisz), a wiemy, że zanieczyszczenie
wosku prowadzi do obniżenia długowieczności i płodno-
ści zarówno u matek jak i u trutni. Wiemy więc, że pszczoły
będą zdrowsze, a matki bardziej wydajne.
W najlepszym wypadku
To jest najgorszy wypadek dla wszystkich spekulacji na
temat rozmiaru komórek i naturalnego plastra. Myślę, że
jeżeli to czytasz, prawdopodobnie znasz najlepszy scena-
riusz, czyli fakt, że rozwiąże to twoje problemy z Varroa.
2. BRAK LECZENIA
Nie wiem, czego doświadczyliście, ale ja nie lecząc pszczół
(na dużej komórce) traciłem przez kilka lat wszystkie rodzi-
ny. Ostatecznie straciłem je również wtedy, gdy leczyłem
je przy użyciu Apistanu. Było dla mnie oczywiste, że roz-
tocza zbudowały odporność. Słyszałem o pszczelarzach
zawodowych, którzy tracili pszczoły, choć używali Apista-
nu lub Checkmite. Więc osiągnęliśmy taki punkt, w którym
pszczoły często umierają niezależnie od tego, czy leczysz
je, czy też nie. Myślę, że problem sprowadza się do tego, że
nie chcemy „nic nie robić”. Jesteśmy zdesperowani i chce-
my atakować problem, więc robimy to, co eksperci nam
każą. Ale to, co każą nam robić często, zawodzi i tak. Gdy
już straciłem wszystkie pszczoły, po kuracji Apistanem,
przestałem widzieć jakikolwiek powód, aby dalej to robić.
Leczenie tylko odsuwa problem. Powoduje, że hodujemy
pszczoły niezdolne do przetrwania. Zanieczyszczamy przy
tym wosk i niszczymy całą równowagę w ulu.
Ekologia ula
Nie ma najmniejszej możliwości utrzymania skompliko-
wanej ekologii naturalnego ula zalewając go truciznami
i antybiotykami. Ul jest siecią mikro i makro życia. Do tej
pory zidentykowano w nim ponad 170 gatunków roz-
toczy, podobną ilość innych owadów, oraz osiem tysięcy
lub więcej mikroorganizmów. Wszystkie te żyjątka mają
korzystny lub neutralny wpływ na rodzinę pszczelą. Wie-
my, że pszczoły nie są w stanie w ogóle funkcjonować bez
przynajmniej niektórych z nich, a część z pozostałych moż-
na podejrzewać o kontrolowanie namnażania patogenów.
Każda forma leczenia jaką aplikujemy do ula, od olejków
aromatycznych, które zaburzają zmysł węchu (którym po-
rozumiewają się żyjące w mrocznym ulu organizmy) i za-
bijają mikroorganizmy (korzystne oraz inne); przez kwasy
organiczne, które zabijają mikroorganizmy, podobnie jak
insekty i nieszkodliwe roztocza, do akarycydów (które po
prostu zabijają stawonogi, w skład których wchodzą owa-
dy i roztocza, przy czym roztocza zabijają w większym
procencie); aż po antybiotyki, które niszczą mikroorę, któ-
rej większość jest korzystna lub nieszkodliwa, ale użyteczna
w utrzymywaniu równowagi i wypieraniu patogenów. Ta
prawidłowość stosuje się nawet do syropu cukrowego,
który ma pH niesprzyjające rozwojowi wielu korzystnych
organizmów, za to sprzyja rozwojowi wielu patogenów
(powodujących zgnilca amerykańskiego, europejskiego,
grzybicę wapienną czerwiu czy nosemę itp.), w przeciwień-
stwie do pH miodu, które jest niższe i szkodliwe dla pato-
genów, za to sprzyja wielu korzystnym organizmom. Myślę,
że osiągnęliśmy punkt, w którym głupio byłoby udawać, że
robiliśmy coś dobrego, w sytuacji kiedy pszczoły umierają,
pomimo – a w zasadzie dlatego – że to wszystko robiliśmy.
Zmysł powonienia
Węch jest niezbędny do komunikowania się i tworzenia
równowagi rodziny pszczelej. Pszczoły mają 165 genów
receptorów węchowych. Dwa razy więcej niż Drosophilia
(muszka owocówka), czy komarowate.
Większość komunikacji w ulu odbywa się za pomocą zmy-
słu powonienia, natomiast my zaburzamy to na wiele róż-
nych sposobów, włączając stosowanie olejków eterycz-
nych czy kwasów organicznych.
Większość stosowanych substancji chemicznych bardzo
zaburza zmysł powonienia, bądź to zycznie go uszkadza-
jąc (kwasy organiczne), bądź też przez zdławienie zapa-
chów (kwasy organiczne i olejki eteryczne). Dzięki zapa-
chowi pszczoły wiedzą, że mają matkę. Dzięki zapachowi
wiedzą też, kiedy należy nakarmić czerw i zebrać pyłek dla
larw. Feromony regulują równowagę w ulu na wiele sposo-
bów. Dzięki zapachowi pszczoły przekazują sobie informa-
cje o tym, gdzie znajdują się nektarujące rośliny – podają
sobie nektar, żeby zbieraczki wiedziały, czego szukać.
Minusy nieleczenia
Jakie są minusy nieleczenia? W najgorszym wypadku
pszczoły umrą. Wydaje się jednak, że i tak regularnie się
tak dzieje, nieprawdaż? Nie mam wrażenia, że przyczyniam
się do tego, dając im szansę na powrót do naturalnej rów-
nowagi. Nie staram się po prostu arbitralnie niszczyć tego
systemu, usuwając jakąś jego część, bez zwrócenia uwagi
na to, co dzieje się z równowagą całości. Znam ludzi, którzy
nie leczą żadnej z chorób i mają mniejsze straty nawet na
dużej komórce niż ci, którzy leczą. Na małej lub naturalnej
komórce mają jeszcze mniejsze straty. Ale jeżeli nawet nie
kupujesz argumentów z debaty na temat małej i dużej ko-
mórki, to skutek jest taki, że nieleczenie działa równie sku-
tecznie jak leczenie. Kiedy udaję się na spotkania pszcze-
larskie, praktycznie w całym kraju słyszę wypowiedzi ludzi,
którzy, podobnie jak ja stracili pszczoły kiedy leczyli z apte-
karską dokładnością i wówczas po prostu przestali. Nowe
pszczoły radzą sobie znacznie lepiej, niż te, które były le-
czone. Nie czuję się dobrze kiedy widzę martwy ul, ale mó-
wię sobie także, „dobra selekcja genów, które po prostu
nie dały rady.
Jeżeli myślisz, że będziesz miał zbyt wiele strat (zgaduję, że
już masz zbyt wiele strat), a nie chcesz mieć ich tyle, dlacze-
go nie wykonać więcej podziałów i nie zimować odkładów,
które je uzupełnią, a będą z twoją lokalnie przystosowaną
5
pszczołą? Rodziny z wykonanych podziałów na pół ula
w połowie lipca (po zbiorach z głównego pożytku) zazwy-
czaj przezimują, przynajmniej tutaj. Taka praktyka nie obni-
ży znacząco twoich zbiorów. Możesz też podzielić słabsze
rodziny wcześniej, skoro i tak sobie za dobrze nie radziły
i nie wpływa to na twoje zbiory. Możesz również zrobić
odkłady z silniejszych rodzin, zaraz przed głównym pożyt-
kiem i uzyskasz dobre rodzinki, świetnie odchowane matki,
więcej miodu i więcej rodzin.
Plusy nieleczenia
Jakie są plusy nieleczenia? Nie kupujesz lekarstw. Nie jeź-
dzisz na pasiekę podawać, a potem jeszcze raz, żeby wyjąć
je z ula. Nie zanieczyszczasz wosku. Nie niszczysz natural-
nej równowagi ekologicznej poprzez zabijanie mikro i ma-
kro organizmów, które nie były celem twojego leczenia, ale
które zginęły podczas stosowanych kuracji. Już wystarczy-
łoby na plusy nieleczenia to, że dajesz szansę ekosystemo-
wi ula na wykształcenie naturalnej równowagi.
Największym plusem nieleczenia jest to, że przestając
lecz, zaczynasz hodować pszczoły, które radzą sobie
w starciu z tymi problemami, jakie występują u ciebie. Do-
póki leczysz, utrzymujesz nieprzystosowane genetycznie
pszczoły i tak naprawdę nawet nie jesteś w stanie powie-
dzieć jakie są ich słabości. Dopóki leczysz, hodujesz słabe
pszczoły i super roztocza. Im szybciej przestaniesz leczyć,
tym szybciej będziesz hodował roztocza, które są przysto-
sowane do gospodarzy i pszczoły, które sobie z nimi radzą.
3. HODOWLA LOKALNIE PRZYSTOSOWANYCH
PSZCZÓŁ Z NAJLEPSZYCH PRZEŻYWAJĄCYCH
PSZCZÓŁ
To jest kolejny punkt, w którym nie widzę minusów. Je-
żeli hodujesz pszczoły ze swoich przeżywających matek,
to otrzymasz takie, które radzą sobie z tymi problemami,
jakie występują w twojej lokalizacji. Będą krzyżować się
z lokalnymi dzikimi pszczołami, które również dają sobie
radę w twoim rejonie. Propaganda, że nie jesteś w stanie
wychować matek pszczelich, które są równie dobre, lub
nawet lepsze od dostępnych u komercyjnych hodowców,
jest dokładnie tym – propagandą. Podobnie jest z potrzebą
wymiany matek wczesną wiosną. Wczesne matki są często
źle wykarmione i źle unasiennione. Przy założeniu, że nie
leczysz, nie zmieniasz regularnie matek, a używasz najlep-
szych przeżywających pszczół, twoje matki najprawdopo-
dobniej będą lepsze, z następujących powodów:
są przystosowane lokalnie;
są hodowane z lokalnie przeżywających pszczół;
możesz hodować je w najodpowiedniejszym momencie,
kiedy jest optymalny pożytek i dużo trutni;
prawdopodobnie nigdy nie będą umieszczane w klatecz-
kach i zostaną przeniesione z ulików weselnych do właści-
wego ula bez przerwy w czerwieniu. To sprzyja lepszemu
rozwojowi jajników i wpływa na lepszą jakość feromonów.
A to z kolei skutkuje tym, że są długowieczne, mają lepszy
wzór czerwiu, mniej się roją i są lepiej przyjmowane;
oszczędzasz dużo pracy. Jeżeli trzymasz matki dłużej,
a rozmnażasz te, które wymieniane są przez pszczoły w
toku cichej wymiany we właściwych momentach, bę-
dziesz miał pszczoły, które same zmieniają sobie matkę.
Zaoszczędzisz mnóstwo pracy związanej z wyszukiwaniem
i podawaniem matki, bo pszczoły zrobią wymianę za cie-
bie;
nawet w przypadku rodzin, którym chcesz zmienić mat-
kę, możesz zaoszczędzić pracy, podając matecznik, bez
wyszukiwania starej matki. Młoda matka będzie najczęściej
przyjmowana i nie musisz spędzać dnia przy wyszukiwaniu
starej.
zaoszczędzasz sporo pieniędzy. Matki produkcyjne kosz-
tują od 15 do 40 dolarów, a reproduktorki są jeszcze droż-
sze;
możesz trzymać zapasowe matki w ulikach odkładowych
i wykorzystywać je kiedy tylko potrzebujesz.
A co z pszczołami zafrykanizowanymi?
Ci, którzy żyją na obszarach występowania pszczół zafryka-
nizowanych są zaniepokojeni takim podejściem. Ja nie żyję
w takim rejonie, ale wydaje mi się, że to nie rodowód jest
istotny. Ważne są łagodność, produktywność, przetrwa-
nie. Jeżeli pozostawisz tylko łagodne pszczoły, a będziesz
wymieniał matki w tych agresywniejszych rodzinach,
wszystko powinno dobrze działać. Ci, którzy właśnie tak
postępują w rejonach, w których występuje pszczoła zafry-
kanizowana, doszli do takich wniosków.
4. NATURALNY POKARM
Oczywiste, że używając naturalnego pokarmu, mamy
mniej pracy. Jeżeli wiosną nie karmię substytutami pyłku,
nie muszę przyrządzać tych pokarmów. Jeżeli nie karmię
syropem, nie muszę kupować cukru, nie muszę robić sy-
ropu, nie muszę jechać do pasieki i go podawać. Jeżeli
zostawię pszczołom miód do zimowli, mam mniej pracy
ze zwożeniem ramek, wirowaniem, zawiezieniem z po-
wrotem pustych do wyczyszczenia, zwożenia z powrotem
do magazynowania, robieniem syropu, wiezieniem go do
6
fot. Krzysztof Smirnow
pasieki itp. Takie rozwiązanie to oszczędzanie pracy. Nawet
jeżeli nie wierzysz w to, że miód jest bardziej odżywczy dla
pszczół (choć wówczas zastanowiłbym się czemu chcesz
produkować miód, skoro nie widzisz różnicy pomiędzy
nim, a cukrem), zdecydowanie mniej pracy kosztuje cię po-
zostawienie go. Nawet jeżeli uważasz, że różnica w pH nie
ma znaczenia (w co ja szczerze wątpię), musisz przyznać,
że robienie syropu i karmienie kosztuje bardzo dużo pra-
cy. Nawet jeżeli masz obsesję związaną z różnicą w cenie
(0.40$ za pół kilo cukru i od 0.90$ do 2$ za pół kilo miodu),
jeżeli będziesz wirował miód, kupował cukier, przygotowy-
wał syrop, transportował go na pasiekę, podkarmiał, przy-
jeżdżał ponownie, żeby wyciągnąć podkarmiaczki, czy wy-
daje ci się, że wyjdziesz tak bardzo do przodu? To nie jest
po prostu różnica 0,60$ za pół kilo na czysto, jeżeli wliczysz
to wszystko*. No, chyba że Twoja praca jest nic niewarta.
Ponadto załóżmy, że różnica w zdrowiu pszczół zimują-
cych na miodzie i cukrze jest tylko marginalna. Możemy
zignorować to, że nosema, bakterie powodujące zgnilca
amerykańskiego i europejskiego, a także grzybica wapien-
na czerwiu namnażają się lepiej w wyższym pH cukru niż
w niższym pH miodu. Przyjmijmy, że ma to marginalne zna-
czenie. Ale wówczas może się okazać, że choćby najmniej-
sza różnica może zaważyć na tym czy rodzina przetrwa czy
nie. Pakiety kosztują za to około 125$ z dostawą na miejsce.
Popatrzmy na problem pH
Syrop cukrowy ma wyższe pH (6.0) niż miód (3,2 – 4.5) (cu-
kier jest bardziej zasadowy). Podchodząc z drugiej strony,
miód ma niższe pH niż syrop (miód jest bardziej kwaśny).
To wpływa praktycznie na możliwości rozwojowe każdego
patogenu czerwiu pszczelego i nosemy. Wszystkie rozwija-
ją się lepiej w pH 6.0 niż 4.5.
Jako przykład grzybica wapienna czerwiu.
„Niższe wartości pH (równe występującym w miodzie, p-
ku i pierzdze) drastycznie zmniejszyły wzrost i formowanie
się formy kiełkującej (lamentacji). Ascosphera apis wyda-
je się być wysoko wyspecjalizowanym patogenem larw
pszczelich – Autor: Dept. Biological Sci., Plymouth Poly-
technic, Drake Circus, Plymouth PL4 8AA, Devon, UK. Libra-
ry code: Bb. Language: En. Apicultural Abstracts from IBRA:
4101024
Podobne informacje można znaleźć przy innych pszczelich
chorobach. Spróbuj wyszukać „pH i zgnilec amerykański,
europejski czy nosema i znajdziesz podobne informacje
o ich zdolnościach reprodukcyjnych w odniesieniu do pH
miodu czy syropu cukrowego.
Różnice w pH wpływają również na inne nieszkodliwe lub
korzystne ulowe organizmy. Zmiana pH wpływa również
na pozostałe osiem tysięcy mikroorganizmów, które wy-
stępuje w ulu. Używanie syropu cukrowego zaburza rów-
nowagę ekologiczną ula poprzez wpływanie na pH pokar-
mu pszczelego znajdującego się w ulu, ale także pokarmu
w jelitach pszczół.
Pyłek
Jeżeli nie używasz substytutów pyłku, możesz pozostawić
pyłek w ulach, a jeżeli bardzo potrzebujesz możesz wysta-
wić poławiacze pyłku na jednym czy kilku ulach (zależnie
od rozmiaru twojej pasieki) i zgromadzić parę kilogramów
pyłku, aby podawać go pszczołom wiosną. A do tego
czasu po prostu wrzuć go do zamrażarki. Ja wysypuję go
na dennicę osiatkowaną umieszczoną na dennicy pełnej,
na to kładę pusty korpus i przykrywkę. Siatka utrzymuje
spód suchy, a ustawiony ul zapobiega zmoczeniu przez
deszcz.
Poławianie pyłku
Koszt pozyskiwania pyłku to w zasadzie tylko cena poła-
wiacza. Jeżeli pozyskujesz pyłek niedaleko domu, albo na
drodze dojazdowej, to z łatwością możesz odbierać pyłek
każdego dnia. I nie musisz już kupować substytutów pyłku,
gdyż masz już znacznie lepszy pokarm.
Jeżeli wątpisz w różnicę, odszukaj wyniki badań na temat
odżywania pszczół, które porównują substytuty do praw-
dziwego pyłku. Pszczoły wychowane na substytutach żyją
krócej i są słabsze.
Podsumowanie
Co tak naprawdę masz do stracenia? Możesz uzyskać lepiej
przystosowane genetycznie pszczoły, rozmnażając swo-
je własne; czysty plaster używając ramek bez węzy i nie
lecząc; długowieczne pszczoły z czystego wosku i dzięki
karmieniu prawdziwym pyłkiem; mniej pracy dzięki po-
zostawieniu miodu i niekarmieniu syropem cukrowym.
I w najgorszym wypadku, żeby to wszystko mieć, bę-
dziesz po prostu mniej pracował. W najlepszym wypadku
to wszystko będzie miało znacząco pozytywny wpływ na
zdrowie twoich pszczół. W najgorszym wypadku, jeżeli
będziesz wprowadzał te zasady systematycznie, stracisz
trochę rodzin pszczelich, co i tak się dzieje. W najlepszym
wypadku stracisz ich mniej.
Przepis na zysk
Spróbujmy użyć innego przepisu na zysk. Ile czasu, benzy-
ny, pracy i pieniędzy poświęcasz na zrobienie syropu cu-
krowego, karmienie, podawanie ciasta, podawanie leków
i ich usuwanie z uli, zabieranie resztek miodu, które mu-
sisz zastąpić karmieniem, wprawianiem węzy itp.? Ile czasu
i pieniędzy zaoszczędziłbyś gdybyś przestał to robić? Jak
wiele nowych rodzin pszczelich mógłbyś w tym czasie ob-
służyć i ile miodu mogłyby ci przynieść?
Tłumaczenie: Bartłomiej Maleta
Artykuł pochodzi ze strony
www.bushfarms.com/beesfoursimplesteps.htm
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
* W przeliczeniu na złotówki cena cukru podawana przez M. Bu-
sha wynosi około 3,2 zł za kilogram, a cena miodu od około 7 do
17 złotych za kilogram. Tłumaczony tekst Michaela Busha według
stopki redakcyjnej pisany był w 2008 roku. Jak wynika z tabelki,
którą można znaleźć w tym linku średnia cena miodu w USA, wg
magazynu Bee Culture, w danym roku kształtowała się na wyż-
szym poziomie, niż podaje Bush, bo około 3 dolarów za funt (ok.
25 złotych za kilogram). W 2015 roku cena ta była zbliżona do 5
dolarów za funt (około 40 złotych za kilogram). Michael Bush w
czasie wykładów prowadzonych w latach 2014 czy 2015 podkre-
śla, że od kilku lat w ogóle nie używa cukru do karmienia pszczół
(przynajmniej rodzin produkcyjnych). Wzrost cen miodu nie skło-
nił go więc do zmiany zdania i praktyki. W Polsce proporcje ceny
cukru do ceny miodu wyglądają podobnie do obecnej sytuacji w
USA – jest to około dziesięciokrotne przebicie cenowe. Wydaje się,
że skoro chcemy skorzystać z pracy pszczół, powinniśmy w pierw-
szej kolejności właśnie im zapewnić to, czego potrzebują, a dopie-
ro w dalszej kolejności zaspokajać swoje potrzeby. Bez zdrowych
pszczół, nie można prowadzić zdrowego pszczelarstwa (przypis
tłumacza).
7
Jakub Jaroński: Dzień dobry Panie profesorze. Jestem
przedstawicielem Stowarzyszenia Pszczelarstwa Natural-
nego Wolne Pszczoły”, które zostało założone dwa lata
temu. Zakładając zrzeszenie przyjęliśmy sobie takie długo-
falowe cele:
zmniejszenie chemizacji pszczelarstwa,
zapewnienie czystości ula i produktów pszczelich, bez
pozostałości toksycznych związków chemicznych stoso-
wanych w gospodarce pasiecznej,
wypracowanie pszczoły odpornej na choroby, w tym
m.in. na warrozę.
przywrócenie naturalnych mechanizmów adaptacyjnych
populacji pszczół aby miała szanse przeżyć bez pomocy
człowieka w aktualnym środowisku.
Tym samym chcemy propagować odradzanie się w pew-
nym zakresie dzikiej lub zdziczałej populacji pszczół w Pol-
sce.
Profesor Jerzy Woyke: Czy to jest stowarzyszenie pszczela-
rzy, miłośników czy może coś w rodzaju Greenpeace?
J.J: Jesteśmy luźnym stowarzyszeniem pszczelarzy i miło-
śników. Każdy, kto się zgadza z celami statutowymi i wypeł-
nia zobowiązania statutowe związane z hodowlą pszczół,
jeśli zapłaci składkę, może do niego należeć.
Prof. J.W: Wracając do celów stowarzyszenia. Nie ma dzi-
kich pszczół, bo te same mogą żyć w lesie, w dziupli, jak
i w ulu. Może być to broń obosieczna, bowiem jak zginie
taka rodzina w naturze, to pozostawi po sobie różne zarod-
niki i bakterie np. zgnilca. Zwykły pszczelarz stosuje na to
różne środki, a taka choroba może się rozszerzać. Dlatego
podobne działania należy robić z wyważeniem i znajomo-
ścią. Każdy kij ma dwa końce.
J.J: W świecie przyrody wszystkie organizmy mają jakieś
swoje pasożyty i patogeny. Widziałem wyniki badań prze-
prowadzanych w Małopolsce na zgnilcu. Okazało się, że
w ok 70% uli znaleziono zarodniki zgnilca, pomimo że
wiele rodzin nie chorowało
1
. Czytałem też Pana artykuł
o rodzinach odpornych na zgnilca. Wydaje mi się, że po-
dobnie może być z warrozą. Pośród populacji pszczół na
nią odpornych, owszem, będą straty, ale na akceptowal-
nym poziomie. Stąd pytanie czy da się w ogóle całkowicie
wyeliminować wszelkie choroby?
Prof. J.W: Nie, nie da się. Najczęściej jest tak, że rodziny nie
są odporne na jedną, ale równocześnie na różne choroby,
które mają podobne objawy. Przykładowo można selekcjo-
nować pszczoły na zgnilca europejskiego, a one przy okazji
zdobędą odporność na zgnilca amerykańskiego.
J.J: Czy więc może być tak, że jeśli wypracujemy odpor-
ność na warrozę, to pszczoły będą odporne także na inne
choroby?
Prof. J.W: Raczej nie. Varroa destructor to roztocz, który że-
ruje na pszczole i nie ma to wiele wspólnego z odporno-
ścią na bakterie i wirusy. Jednak jeżeli pszczoła zdobędzie
odporność na warrozę, to może być też odporna na Tropi-
laelapsa.
J.J: Proszę podzielić się historią, jak poradził Pan sobie
z Tropilaelapsem w Azji nie stosując środków chemicznych,
a tylko metody biologiczne.
W styczniu 2017 roku miałem przyjemność rozmawiać w imieniu Stowarzyszenia Pszczelar-
stwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” z wybitnym biologiem i znawcą różnorodnych gatunków
pszczół z całego świata, profesorem Jerzym Woyke, który niedawno obchodził swoje dziewięć-
dziesiąte urodziny. Przy okazji serdecznie gratulujemy i życzymy jeszcze wielu lat w zdrowiu i
pogodzie ducha. Rozmawialiśmy o problemach odporności Pszczół miodnych na choroby, ze
szczególnym uwzględnieniem Varroa destructor, a także o możliwościach selekcji hodowlanej
oraz naturalnej, w celu osiągnięcia równowagi w koewolucji pomiędzy pszczołami, a patoge-
nami oraz pasożytami. Profesor zwracał szczególną uwagę na użycie poprawnej polszczyzny
w nazewnictwie biologicznym. Dowiedziałem się między innymi, że pierwotnie powstała polska
nazwa dla roztocza Varroa destructor: Dręcz pszczeli. Profesor jednak uważa, że brzmi ona
dobrze i trochę żałuje, że się nie przyjęła.
ROZMOWA Z PROFESOREM
JERZYM WOYKE
Z DRĘCZEM PSZCZELIM W TLE
8
1 Dokładnie 71,3% (przyp. aut.) Dr Krystyna Pohorecka, lek. wet. Marta
Skubida, lek. wet. Andrzej Bober, mgr inż. Dagmara Zdańska (2012), Za-
kład Chorób Pszczół, PIWet-PIB w Puławach, „Zakażenie rodzin pszczelich
sporami Paenibacillus larvae to nie zawsze choroba, ale już realne zagro-
żenie, Pszczelarstwo 9/2012.
Prof. J.W: W Europie i w Afryce żyje pszczoła miodna Apis
mellifera, natomiast w Azji żyje nieco mniejsza pszczoła
wschodnia Apis cerana. Jej rodziny w maksimum rozwoju
osiągają około dziesięć tysięcy robotnic. Natomiast Apis
mellifera w okresie maksymalnego rozwoju dochodzi do
wielkości pięćdziesiąt, sześćdziesiąt tysięcy robotnic. Gdy
sprowadzono ją do Indii, Nepalu, Wietnamu i Afganistanu,
produkowała ona nawet dziesięć razy więcej miodu od
pszczoły miejscowej. Problem jednak polegał na tym, że
nie przeżywała dłużej niż trzy lata. W Afganistanie pano-
wał wówczas rząd lewicowy, który wieloma takimi sprawa-
mi się zajmował i miał nawet na swoim stanie trzy tysiące
rodzin pszczelich. Jednak po trzech latach zostało ich sto.
Poprosili mnie, poprzez FAO, o pomoc. W marcu przyje-
chałem i poinformowano mnie, że chodzi o Tropilaelapsa.
Po pierwszych przeglądach w żadnym ulu nie znalazłem
roztoczy. Wytłumaczono mi, że w zimie roztocz opusz-
cza ule i żeruje na myszach. Sądzili tak dlatego, że zna-
leźli na myszach roztocza, które żerowały na pszczołach.
Podczas kolejnej kontroli w maju znaleźliśmy Tropilaelaps
we wszystkich ulach. Varroa potra przeżyć zimę, bo żeru-
je na dorosłej pszczole przebijając błonę pomiędzy seg-
mentami, pomimo że rozmnaża się tylko pasożytując na
czerwiu w okresie lata. Pomyślałem, że prawdopodobnie
ten Tropilaelaps nie może zimą przeżyć na pszczołach. Kła-
dłem wobec tego roztocz na pszczołę dorosłą umieszczo-
ną w probówce i obserwowałem. Chodziłem z próbówką
pod pachą gdyż nie miałem cieplarki, by zapewnić od-
powiednią temperaturę. Czasami śniło mi się, że roztocza
w nocy wyszły i mnie objadały. Tropilaelaps nie przeżył na
pszczole dłużej niż trzy dni. Oznaczało to, że nie potra pić
hemolimfy z dorosłej pszczoły, a tylko z larw. Metoda, którą
wymyśliłem, była prosta: należało dopilnować, aby przez
jakiś czas w ulu nie było czerwiu otwartego. Okazało się,
że wystarczy matkę zamknąć w klateczce na dziesięć dni
i wszystkie roztocza zginą. Dodatkowo zamknięcie matki
wpływa na powiększenie ilości zbieranego miodu. Za tę
pracę dostałem nawet kilka międzynarodowych nagród.
J.J: Kilku pszczelarzy, którzy podejmują próby niestosowa-
nia żadnych medykamentów przeciw warrozie, wywołuje
przerwę w czerwieniu różnymi technikami: sztucznymi, jak
izolatory, czy odkłady bez matki, lub naturalnymi, jak rójka,
czy długi okres bezczerwiowy od jesieni do przedwiośnia.
Co Pan myśli o takich metodach?
Prof. J.W: Problem w tym, że to nie jest radykalna metoda. Po-
dobnie jak w przypadku odymiania amitrazą, która nie zabi-
ja roztoczy w komórkach. Chodzi o to, aby odymiać wtedy,
kiedy nie ma czerwiu i wtedy przerwa w czerwieniu ma sens.
Mam takiego przyjaciela, Amerykanina mieszkającego we
Francji, który nazywa się John Kefuss. On nic nie stosował
na warrozę. Kiedy odwiedziłem go na pewnej konferencji,
ogłosił taki konkurs: kto znajdzie osobnika Varroa na jego
pszczole, otrzyma dolara od sztuki. Chętni znajdowali do
dwudziestu sztuk.
J.J: Ale pszczoły dalej żyły?
Prof. J.W: Tak, najpierw było ich dużo, później zostało mało,
ale się uodporniły.
J.J: John Kefuss stosował radykalną selekcję naturalną. Na-
zywał ją testem Bonda, która polega mniej więcej na za-
stosowaniu zasady: daj żyć i pozwól umrzeć. Co Pan myśli
o tej metodzie?
Prof. J.W: To bardzo kosztowna i pracochłonna metoda.
Mnóstwo rodzin zginie, ale owszem, wyselekcjonują się.
Tak jak chociażby wszystkie rośliny.
J.J: Czy można ją wdrożyć nawiązując do Pana artykułu
1988 roku pt. „Hodowla pszczół odpornych na warrozę
2
?
Czy w Polsce ktoś zastosował Pana porady z tego artykułu?
Prof. J.W: W Polsce nie, ale na świecie stosowali np. w Danii
i w Szwecji. Uzyskiwali nawet dobre rezultaty. Takie, jakich
mniej więcej się spodziewałem. Otrzymałem nawet spra-
wozdania. Tylko jest jedno „ale”: brak sztucznego unasien-
niania. Jeżeli nawet wyselekcjonowano odporną matkę,
to unasienniała się ona w locie z nieodpornymi trutniami
z okolicy i wszystko co mieli, przepadało. Dałoby się to osią-
gnąć w zakładzie naukowym, albo przy kontrolowanym
unasiennianiu. U innych zwierząt, jak u konia, kury, krowy,
można doprowadzić do kopulacji z dowolnym wybranym
osobnikiem tego samego gatunku, z pszczołami nie jest
tak łatwo. Jeśli chodzi o takie eksperymenty za granicą,
w tym Johna Kefussa, to nie wiem jak one się skończyły.
J.J: Jeżeli chodzi o Kefussa, to jego syn teraz gospodaru-
je we Francji, a on także w Ameryce Południowej, w Chile,
z tego co czytałem. Czy Kefuss używał sztucznego unasien-
nania?
Prof. J.W: Tak. On był specjalistą w tym temacie. Opracował
swoje metody. Nie tylko stosował, ale także badał sztuczne
unasiennianie
3
.
fot: Dr Kamran Fakhimzadeh, Finlandia
9
2 Profesor Jerzy Woyke (1988), „Hodowla pszczół odpornych na warrozę,
Pszczelarstwo 39(11).
3 John Keus jednak twierdzi, że w Teście Bonda młode matki pszczele,
po matkach przeżywających selekcję naturalną, unasieniają się po prostu
z wolnego lotu tj. naturalnie (przyp. aut.). John Kefuss, Jacques Vanpouc-
ke, Maria Bolt & Cyril Kefuss (2015), „Selection for resistance to Varroa de-
structor under commercial beekeeping conditions”, Journal of Apicultural
Research, 54:5, 563-576.
J.J: Jeden z naszych kolegów kontaktował się z nim w spra-
wie zakupu odpornych matek, a on odpisał: „rób to co ro-
bisz, czyli w jego wypadku chodziło o to, aby rozmnażał te,
które przeżyją bez leczenia. Pomimo, że kolega nie stosuje
sztucznej inseminacji.
Prof. J.W: Tak, to jest rozsądne, ale dużo zależy od warun-
ków zewnętrznych. Nie ma najlepszej pszczoły na świecie.
Każda będzie miała swoje lokalne warunki, w których bę-
dzie się najlepiej czuła. Czasem wystarczy przenieść pszczo-
ły do innej miejscowości, która okaże się dla tych pszczół
zła, choć wcześniej w innej miejscowości dobrze się czuły.
Zmieniły się na przykład pożytki i mikroklimat. Co działa w
jednej miejscowości, w innej może, przeciwnie, działać źle.
J.J: Czy w jednej miejscowości może być inna mikroora niż
w drugiej, do której pszczoła nie będzie dostosowana?
Prof. J.W: Tak właśnie może być.
J.J: Czy da się w takim razie w jednym instytucie w Polsce
wyhodować odporną na choroby pszczołę i rozesłać do
wszystkich pszczelarzy matki tej linii, aby to u nich zadzia-
łało?
Prof. J.W: Prawdopodobnie nie. W lokalnych warunkach na-
leży selekcjonować lokalne pszczoły, albo takie która mają
podobne warunki. U nas kiedyś była głównie pszczoła Apis
mellifera mellifera, a później okazało się, że w wielu okoli-
cach lepsza jest krainka, kiedy są pożytki wczesne takie jak
na przykład rzepak.
J.J: Zgromadziliśmy taką listę pszczelarzy z Europy którzy
nie leczą już wiele lat. Oto ona
4
.
Prof. J.W: Czy są pośród nich tacy co stosują sztuczne una-
siennianie?
J.J: Niektórzy stosują, ale jeżeli stosowali w izolacji, tak jak
Juhani Lunden z Finlandii, to po kilku latach pojawił się pro-
blem z bliskim spokrewnieniem.
Prof. J.W: To trzeba wprowadzać wtedy inne linie. Jeśli
pszczoły krzyżowane są w bliskim pokrewieństwie, to może
się źle skończyć. W skrajnych przypadkach nawet 50% czer-
wiu może się nie rozwijać.
J.J: Zastanawiam się, czy gdyby stosować naturalne una-
sienianie, biorąc pod uwagę, że nasza pszczoła unasieni się
z obcym trutniem, czy to na pewno zniszczy całą wcześniej-
szą pracę?
Prof. J.W: Można też naturalnie na trutowiskach izolowa-
nych, tak jak na wyspach, czy w różnych dolinach pomiędzy
górami. Wtedy też ma to sens. W Polsce praktycznie dooko-
ła 20 km nie powinno być żadnych pszczół. W Polsce nie ma
takiej miejscowości.
J.J: Są już badania, które pokazują, że mikroora na pan-
cerzyku chitynowym, w jelicie, w pierzdze, w środowisku
ula, ma znaczenie dla zdrowotności pszczoły, a także wiele
czynników środowiskowych jak choćby naturalny plaster
czy odpowiedni naturalny pokarm. Chyba nie same gene-
tyczne czynniki mają znaczenie?
Prof. J.W: Owszem. Mnie to też interesuje. Okazało się, że
zaleszczotek książkowy, który żyje naturalnie w ulu, też
niszczy w jakimś stopniu warrozę. Gdy jest za bardzo czy-
sty ul bez szpar, to też niedobrze, bo okazuje się, że w ta-
kim brudnym zaleszczotek potra rozmnażać się lepiej niż
w czystym.
J.J: Dlatego naszym celem nie jest to, aby wybić całą warro-
zę, albo żeby pszczoła to zrobiła, ale aby nauczyła się z nią,
w pewnym małych ilościach, żyć.
Prof. J.W: Taki balans przeżyciowy. To jest mądre gdyż ra-
dykalne metody bez brania innych środków pod uwagę,
zwykle nie dają dobrych rezultatów.
J.J: Czy można zaryzykować twierdzenie, że będzie w przy-
szłości w Polsce coraz więcej ludzi, którzy będą się pasjo-
nowali trzymaniem pszczół bardziej dla przyjemności
i satysfakcji, a korzyść z produktów pszczelich nie będzie
dominującym warunkiem posiadania przez nich pszczół?
Tacy hobbyści mogliby angażować się bardziej w selekcję
naturalną gdyż mogliby poświęcić więcej swoich pszczół
do tego celu.
Prof. J.W: To już się dzieje. Prawdę powiedziawszy ja też
nie dla zysku utrzymywałem pszczoły.Często tacy hobby-
ści (o których mówi się czasem „oszołomy”) dochodzą do
różnych korzystnych wyników. Jest obecnie wielu takich,
a będzie jeszcze więcej, i to są bardzo cenni ludzie.
J.J: Naukowiec i pszczelarz Ron Hoskins z Wielkiej Bryta-
nii nie leczy pszczół od 1990 roku, kiedy zaczął prowadzić
selekcję używając też metody sztucznego unasienniania.
W 2010 roku zaproponował hodowlę bez leczenia pszczół
przyszłemu hobbyście Garethowi Johnowi, który w maga-
zynie British Beekeepers Association w 2015 roku w swoim
artykule na temat balansu pomiędzy pszczołami a warrozą
napisał tak: „Jako hobbysta mam wolność eksperymentowa-
nia. Z pewnością Ci z nas, którzy mają taką wolność, powinni
jej użyć, aby dać możliwość wykazać się pszczołom w rozwi-
janiu ich naturalnej obrony przed Varroa. Dowody wskazują,
że równowaga, o której pisałem na początku artykułu, nie jest
wcale tak daleko
5
w wolnym tłumaczeniu: jest na wycią-
gnięcie ręki. Czy Pan by się pod tym podpisał?
Prof. J.W: Tak. Tacy ludzie są bardzo cenni. Wracając do
mojego artykułu z 1988 roku. Gdyby się nic nie robiło, to
prawdopodobnie już pszczół by nie było. Pszczoły pojawiły
się w okresie geologicznym, kiedy powstały kwiaty okry-
tonasienne. To był okres zwany kredą. W tym okresie żyły
też dinozaury, które później na skutek prawdopodobnie
jakichś przesileń czy kataklizmów przyrody wyginęły, lecz
pszczoły przeżyły. Dlatego zwykłem mówić, że jak pszczoły
przeżyły dinozaury, to i nas przeżyją. Nie spodziewam się,
aby pszczoły miały wyginąć.
J.J: W internecie krąży taka opinia, że powiedział Pan, że
o biologii pszczół wiemy zaledwie 5%. Czy to Pana cytat?
Prof. J.W: Nie, to nie mój. Uważam, że 5% to za mało. Wiemy
więcej.
10
4 Lista na forum Wolnych Pszczół: http://forum.wolnepszczoly.org/
showthread.php?tid=461&highlight=pszczelarze+tf
5 Gareth John (2015), „Achieving balance beetween bees and varroa The
British Bee Journal (June).
J.J: Reasumując, czy jest szansa, że w końcu pszczoły się
uodpornią na warrozę, kiedy umożliwi im się taką sytuację?
Prof. J.W: Tak. Dojdzie do równowagi pomiędzy pasożytem
a gospodarzem. Nawet z biologicznego punktu widzenia
nie jest w interesie pasożyta, aby całkowicie zniszczyć po-
pulację gospodarza.
J.J: Stosując chemiczne preparaty uszkadzamy i osłabiamy
trochę pszczoły (w końcu wiele z tych środków to insekty-
cydy, chociaż o tym najczęściej się nie mówi), a jednocze-
śnie selekcjonujemy warrozę na bardziej zjadliwą.
Prof. J.W: Owszem. Pojawiają się mutacje, które normalnie
by nie przeżyły.
J.J: Czy zwiększanie używania takich środków nie jest w ta-
kim razie drogą donikąd?
Prof. J.W: Owszem. Jak jedne środki przestają działać to wy-
myśla się nowe i to jest taka praca bez końca.
J.J: Czyli to, co staramy się robić jako stowarzyszenie, wyda-
je się rozsądne?
Prof. J.W: Tak. W końcu taka równowaga się utrzyma, ale
stuprocentowa odporność nie jest możliwa, tak przypusz-
czam.
J.J: Właśnie do takiej równowagi dążymy. Daje nam Pan
profesor nadzieję. Może poruszę temat trutni i ramki pracy.
Czy nie zachodzi tu proces selekcji warrozy na tą, która le-
piej się rozmnaża w komórkach robotnic? Jeżeli będziemy
za każdym razem niszczyli komórki trutowe, to będą prze-
żywały lepiej te osobniki Varroa, które przeżyją w komórce
robotnicy.
Prof. J.W: Ma pan rację. Dlatego ważne jest, aby nie stoso-
wać jednej metody zwalczania lecz naprzemiennie różne.
Tymi różnymi działaniami w końcu wywołujemy inne, na-
stępne problemy.
J.J: Jest taki szwedzki pszczelarz naturalny, Erik Osterlund,
który od wielu już lat bada problem odporności pszczoły
na warrozę obserwacjami na swoich pasiekach. Sformuło-
wał hipotezę, że pszczoły w tej samej pasiece, czy blisko
siebie, mogą się uczyć wzajemnie od siebie. Co Pan na ten
temat sądzi?
Prof. J.W: Nie wydaje mi się, aby to była prawda na szerszą
skalę. Może uczą się jednostki, ale aby działało to na poko-
lenia, to raczej kwestia późniejszej selekcji.
J.J: Podgatunki Apis mellifera capensis i Apis mellifera scu-
tellata są odporne na warrozę. Czy mógłby Pan przybliż
na czym polega odporność?
Prof. J.W: Polega to na krótszym okresie rozwoju pszczoły
w komórce plastra.
J.J: Co dla Pana oznacza termin odporności rodziny pszczelej?
Prof. J.W: To nie jest moja dziedzina. Jest specjalny zakład
chorób pszczół na SGGW i ich trzeba się pytać.
J.J: Przed jakimi trudnościami chciałby Pan ostrzec ludzi,
którzy chcą się zabierać za pszczelarstwo naturalne?
Prof. J.W: Myślę, że tacy mali hobbyści eksperymentatorzy
raczej nie będą mieć wpływu na ogólny stan pszczelarstwa.
To są pożyteczni ludzie, ale raczej nie mają możliwości,
żeby wpłynąć na hodowlę.
J.J: Mamy w takim razie dwa utopijne założenia. Jedno, że
da się zwalczyć kiedyś warrozę w Polsce w 100%. Drugie,
że wszyscy pszczelarze przestaną używać medykamentów
i poniosą selekcyjne straty. Czy jest możliwa taka realna
sytuacja, że będą obok siebie istnieli pszczelarze naturalni,
zarówno hobbyści i naukowcy, oraz pszczelarze zawodo-
wi?
Prof. J.W: To jest przykład najzdrowszego społeczeństwa.
Poleganie tylko na skrajnościach mogło by się źle skoń-
cz. A taki naturalny rozkład od najlepszego do najgorsze-
go, z największą ilością średnich pośrodku, jest najbardziej
zdrowy, jak generalnie w całym świecie przyrody.
J.J: Czy w takim razie, jeśli będą istniały te dwa środowi-
ska pszczelarzy obok siebie, a trutnie z jednych do drugich
będą wzajemnie zalatywały, to czy da się wypracować na
powrót jakąś chociaż zdziczałą populację pszczół, która
będzie w stanie przeżywać w dziuplach, zakamarkach, lub
sztucznych skrzynkach?
Prof. J.W: W Polsce przywracają bartnictwo. To jest dobre
pokazowo dla innych i dla badań, ale większego znaczenia
mieć nie będzie. To raczej takie amatorskie działania.
J.J: Zdarzają się jednak pszczelarze którzy sprzeciwiają się
dzikiej zabudowie, barciom, dzikim siedliskom dla pszczół
w lesie. Czy popierałby Pan takie sprzeciwy?
Prof. J.W: Nie popierałbym. Jestem za wzajem-
ną tolerancją. Trzeba jednak zaznaczyć, że bar-
cie z pszczołami mogą być w lesie, jeżeli ktoś bę-
dzie systematycznie badać ich zdrowotność, aby nie
stały się źródłem rozprzestrzeniania chorób pszczelich.
Na zakończenie dodam, że w Brazylii nie stosuje się żadnych
środków przeciwko warrozie od ponad 30 lat. Prawdopo-
dobnie jest to spowodowanie krzyżowaniem z pszczołami
afrykańskimi. Pszczoły w Brazylii zostały zafrykanizowane
6
.
6 Francisco E. Carneiro; Rogelio R. Torres; Roger Strapazzon; Sabrina A. Ra-
mírez; José C.V. Guerra Jr; Diego F. Koling; Geraldo Moretto (2007), „Chan-
ges in the reproductive ability of the mite Varroa destructor (Anderson
e Trueman) in africanized honey bees (Apis mellifera L.) (Hymenoptera:
Apidae) colonies in southern Brazil,, Neotropical Entomology vol.36 no.6
Londrina Nov./Dec. 2007.
Rozmawiał: Jakub Jaroński
Wywiad autoryzowany
11
12
Michael Bush
„(...) Wiele myślałem, jak (…) przekazać, co naprawdę się
dzieje w pasiece, która nie stosowała jakichkolwiek zabie-
gów leczniczych od ponad pięciu lat. W pasiece, w której
roztocza uważane są za niezbędnych sojuszników i przy-
jaciół, gdzie wydajność, odporność, rentowność dają taką
samą radość z pszczelarstwa, jak to miało miejsce w daw-
nych czasach. Nie śmiałbym dziś zabijać roztoczy, nawet
gdybym posiadł łatwy i bezpieczny sposób na to. - Kirk
Webster, Nowy wzór dla amerykańskiego pszczelarstwa.
Prowadzone obecnie dyskusje zwróciły moją uwagę na za-
chodzące z czasem zmiany moich własnych poglądów na
temat leczenia pszczół. Zdecydowałem więc, że przedsta-
wię, jak znalazłem się w obecnym miejscu. Dawne czasy nie
zajmują już mojej uwagi, choć wcale nie są tak naprawdę
odległe. W 1999 roku, kiedy straciłem całą pasiekę po raz
drugi z rzędu, sfrustrowany zastanawiałem się co zrobić,
aby pszczoły przeżyły. Od lat nie śledziłem już czasopism
pszczelarskich, bo miałem wrażenie, że są one bardziej
o nowinkach technicznych niż o pszczołach. W tamtych
czasach prowadziłem po prostu pasiekę w ogródku i mieli-
śmy się tak dobrze, że nawet nie zwróciłem uwagi na to, że
pszczoły się zmieniły.
Kiedy zorientowałem się, że śmierć pszczół powoduje war-
roza, zacząłem zgłębiać to zagadnienie. Gdzie tylko nie się-
gnąłem, wszędzie pisano, że pszczoły umrą, jeżeli nie będą
leczone. O innym rozwiązaniu w ogóle nie było mowy.
Więc kolejnej jesieni leczyłem moje nowe pszczoły Apista-
nem. Choć wcale tego nie chciałem, to nie wiedziałem, co
innego mogę zrobić. Po zastosowaniu kuracji na pszczo-
łach wciąż były duże ilości pasożytów, ale pomimo tego
niektórym rodzinom udało się przetrwać zimę. Następne-
go roku (2001), szukając innego rozwiązania niż leczenie,
w katalogu „Brushy Mt”, natrałem na informacje o „węzie
z małą komórką, przy której zaznaczono: „tylko dla do-
świadczonych pszczelarzy. Hodowałem pszczoły przez 27
lat, ale nie mogłem wymyślić, jakie doświadczenia musiał-
bym posiadać, żeby używać tej węzy lepiej, niż początkujący
pszczelarze. Zacząłem szukać informacji o małej komórce
i wszystko czego potrzebowałem znalazłem na Beesoruce.
Przeczytałem co na ten temat pisali Dee Lusby i Erik Öster-
lund, a poza tym znalazłem o tym informacje na stronie
Davea Cushmana i Allena Dicka. Jako sceptyk z urodzenia,
pomyślałem, że skoro nienaturalne powiększenie pszczół
przy użyciu węzy było powodem tych wszystkich proble-
mów, czemu nie przestać jej używać, zamiast zmuszać
pszczoły do budowania komórki 4.9mm? Chcąc zobacz
jak pszczoły będą budować, podawałem im zarówno całe
arkusze, jak i wąskie paski węzy 4.9mm. W końcu uznałem,
że muszę przedyskutować parę nurtujących mnie spraw.
Zarejestrowałem się na Beesource, żeby móc zadać drę-
czące mnie pytania Dee Lusby i innym, stosującym małą
komórkę. Było to w 2002 roku.
W pierwszym roku, w którym pozwoliłem na budowę na-
turalnego plastra, nie wychodziło to najlepiej. Miałem wra-
żenie, że jestem z tyłu za pszczołami, goniąc je i próbując
poprawiać ich pracę. Miałem wtedy w pasiece duże pora-
żenie roztoczami i znów próbowałem zwalczać je Apista-
nem – jak się okazało bezskutecznie, bo one wciąż umie-
rały. Następnego roku wczesną wiosną kupiłem nowe,
przezimowane rodziny i od razu zacząłem od przywraca-
nia ich do naturalnego, mniejszego rozmiaru. Zauważyłem,
że pszczoły budują naturalny plaster nawet z komórkami
w rozmiarze 4.6 mm i wówczas byłem już pewny, że węza
z komórką 4.9 mm wcale nie zmusza pszczół do budowa-
nia nienaturalnie małych komórek. Ale tak naprawdę wte-
dy interesował mnie już tylko naturalny plaster. Podczas
przywracania pszczół do mniejszych rozmiarów, leczyłem
je (mój wewnętrzny głos sceptyka nakazał mi to robić) przy
yciu olejków mineralnych dopuszczonych do kontaktu
z żywnością. Stosowałem je w większości moich uli każ-
dego tygodnia, a pszczoły przez cały rok miały się całkiem
nieźle. W następnym roku (2003) na Beesource zaczęto dys-
kutować o stosowaniu kwasu szczawiowego. Postanowi-
łem, że spróbuję jesienią leczyć pszczoły przy użyciu tego
kwasu, żeby określić jakie jest porażenie rodzin roztoczami.
Porównując wyniki leczenia po pierwszym i drugim tygo-
dniu, zorientowałem się, że opary kwasu szczawiowego są
bardzo skuteczne w zabijaniu roztoczy, a stosowanie olej-
ków, choć trochę ograniczało populację pasożytów, powo-
dowało tak naprawdę więcej problemów niż korzyści. Przy
tym obawiałem się długofalowego efektu rozmiękczenia
wosku przez olejki, a raz nawet zapaliły mi się ich opary,
„Całą nudną i żmudną pracę (hodowlaną przyp. tłum.) i to powtarzaną tysiącami razy
związaną ze zliczaniem roztoczy na wkładkach dennicowych, uśmiercaniem czerwiu płyn-
nym azotem, obserwowaniem pszczół czyszczących się nawzajem i mierzeniem poziomu
hormonów czerwiu, będziemy kiedyś wspominać jako wielkie marnotrawienie czasu, kiedy
w końcu pozwolimy roztoczom Varroa robić te rzeczy dla nas” - Kirk Webster, Co powstrzy-
muje nas przed postępem w dyskusjach i pracy przy pszczołach.
DLACZEGONIEBIORĘPODUWAGĘ
JAKIEJKOLWIEK FORMY LECZENIA
„ZIDENTYFIKOWANO 8000 MIKROORGANIZMÓW
WSPÓŁISTNIEJĄCYCH Z PSZCZOŁAMI W ULU”
co spowodowało mały wybuch w ulu. Był to mniej wię-
cej czas kiedy słuchałem wykładów Dee o roli mikroor-
ganizmów żyjących w ulu w utrzymaniu zdrowia rodziny
pszczelej, oraz o negatywnym wpływie na nie fumadilu i te-
ramycyny. W latach 1975 - 2000 roku nie leczyłem pszczół
i wtedy w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Ale z cza-
sem, gdy zacząłem się interesować wpływem, jaki mikro-
organizmy mają na pszczoły, coraz bardziej wątpiłem w
zasadność tak zwanych „kuracji organicznych.
Dean Stiglitz i Lauri Herboldsheimer, wykonali ogrom pra-
cy zbierając dane z najróżniejszych badań i prezentując je
w niesamowicie interesujących publikacjach. Znalazły się
tam między innymi opisy badań przeprowadzonych przez
Martę Gilliam. Zaczynałem dochodzić do wniosku, że czę-
sto poprawa zdrowia rodzin pszczelich, następowała tak
naprawdę w efekcie podania im mikrobów, a nie przez -
wydawałoby się - taką oczywistość, jak podanie czerwiu.
Włożenie ramki z czerwiem do podupadającej rodziny,
mogło być tak naprawdę zaszczepieniem w niej mikroor-
ganizmów pochodzących od zdrowych pszczół. Olejki nie
tylko zakłócały komunikację zapachową w ulu, ale również
niszczyły mikroorę ulową. Im bardziej wgłębiałem się w
to zagadnienie, tym bardziej doceniałem znaczenie mikro-
bów. Kiedy zacząłem hodowlę matek zorientowałem się, że
ich jakość nie zawsze zależała od genetyki. Zastanawiałem
się nad tym, czy genetyka mikrobów nie jest równie istot-
na jak genetyka matek pszczelich. Dopóki leczymy nigdy
nie uda nam się wyhodować pszczół nie wymagających
leczenia. Ale obok tej oczywistości jest jeszcze jedno za-
gadnienie. Otóż nigdy nie uda nam się zachować w ulu mi-
kroorganizmów, które utrzymują pszczoły w zdrowiu, jeżeli
wciąż będziemy je zabijać.
Zidentykowano 8000 mikroorganizmów współistnie-
jących z pszczołami w ulu (źródło: badania Marty Gilliam
z Departamentu Rolnictwa Stanów Zjednoczonych –
USDA). Tylko garstka z nich jest szkodliwa. Reszta wypeł-
nia swoją niszę ekologiczną w ulu (i tym samym wypiera
patogeny), albo ich obecność jest dla pszczół autentycz-
nie korzystna. Niedawne badania dowodzą, że mikroora
bierze udział w tworzeniu mechanizmów zabezpieczają-
cych pszczoły przed rozwojem nosemozy, zgnilca ame-
rykańskiego i europejskiego, a także grzybicy wapiennej
czerwiu. Stosowane prewencyjnie kuracje, tak naprawdę
niszczą te organizmy, które zapobiegają rozwojowi chorób.
Olejki: zabijają szeroką gamę mikroorganizmów wliczając
w to drożdże i inne grzyby, bakterie i wirusy. Tak napraw-
dę olejki tworzą podstawowy układ odpornościowy ro-
ślin, z których są pozyskiwane. Stosowane olejki to przede
wszystkim: tymol, olejek wintergrinowy (z Gaultheria pro-
cumbens), mentol, olejek lemongrasowy (z cytroneli), mię-
towy, neem, z drzewa herbacianego i inne.
Kwasy organiczne: zabijają szeroką gamę mikroorgani-
zmów wliczając drożdże i inne grzyby, bakterie i wirusy. Ich
działanie polega na gwałtownej zmianie pH w ulu. Niektóre
z nich, takie jak kwas mrówkowy czy szczawiowy, używane
są jako roztwory antyseptyczne w laboratoriach. Kwasy za-
bijają także wszystkie ze 160 gatunków roztoczy, które na-
turalnie występują w ulach i prawdopodobnie sporą część
owadów, które żyją w dobroczynnych współzależnościach
z pszczołami - jak na przykład zaleszczotki, odżywiające się
roztoczami Varroa.
Akarycydy: to są po prostu inaczej nazwane insektycydy.
Mają wszystkie wady kwasów organicznych, a dodatkowo
odkładają się w wosku i wpływają na płodność trutni i ma-
tek pszczelich.
Antybiotyki: Oczywistym jest, że zabijają mikroorganizmy
(w końcu taki jest cel ich stosowania). Problemy z CCD po-
jawiły się właśnie wtedy, kiedy zapoczątkowano używanie
Tylanu, zwiększono użycie fungicydów, a fumidyl zaczęto
stosować kilka razy do roku w związku ze zwalczaniem
Nosemy ceranae. Wszystkie te zabiegi powodują śmierć
mikrobów w skali dotychczas nie spotykanej w pszczelar-
stwie. Do tego bakterie, które przez 50 lat zbudowały opor-
ność na teramycynę, nie były oporne na Tylan, który przy
tym wszystkim ma znacznie dłuższy okres rozkładu.
Pszczelarze z USA i Kanady nie biorą ponadto pod uwagę,
że te „zalecane” kuracje w większości krajów na świecie są
nie tylko niezalecane ale i nielegalne. Fumidil powoduje
defekty płodu. Antybiotyki tylko tuszują występowanie
zgnilca amerykańskiego, za to zanieczyszczają miód. Aka-
rycydy zanieczyszczają wosk i miód. Stosowanie kwasów
organicznych jest dozwolone w tych krajach tylko dlatego,
że ludzie są przekonani, że pszczoły nie przetrwają starcia
z warrozą bez leczenia.
I to jest właśnie miejsce, w którym znalazłem się dzisiaj.
Kiedyś myślałem, że zwalczanie roztoczy Varroa BYĆ MOŻE
jest konieczne. Teraz, kiedy mam za sobą więcej niż deka-
dę doświadczeń z przystosowaną lokalnie, naturalnej wiel-
kości pszczołą, poznałem znaczenie mikroorganizmów
i fauny ulowej, uważam, że ryzyko utraty najróżniejszych
szczepów mikrobów i zaburzenia całej ekologii rodziny
pszczelej jest zbyt wielkie. A przy tym wszystkim leczeniem
wspieramy linie genetyczne pszczół, które tak naprawdę
powinny być wyplenione.
Tłumaczenie: Bartłomiej Maleta
Artykuł pochodzi ze strony www.bushfarms.com
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
fot: Zaleszczotek Ulowy
13
Charles Martin Simon
10 zasad naprawdę od innej strony pszczelarstwa
Dlaczego nasi pszczelarscy przodkowie, ci wielcy ludzie, którzy
deniowali zasady nowoczesnej apikultury, Langstroth, Da-
dant, Root… , osiągali tak spektakularne sukcesy? Odpowiedź
jest prosta: bo nie wiedzieli, co robią. Wymyślali wszystko na
miejscu, reagując na bieżącą sytuację. To właśnie jest kreatyw-
ność. Ona dokładnie tak działa. Kiedy tylko ustalono standar-
dy, kiedy je wyryto w kamieniu, a obrazy, diagramy i procedu-
ry zostały wrysowane do książek, powstały dla nas wzorce do
naśladowania, ale to się nie sprawdza. Wszystko, co następuje
po tym, co pierwotne, jest wtórne i drugorzędne. Nie będzie
nigdy takie samo. Jeśli ma się nam udać, musimy wrócić do
pierwotnego. Musimy spojrzeć na pszczelarstwo całkowicie
nowymi oczami, tak jak patrzyli na nie wielcy pionierzy.
Im dłużej studiowałem pszczelarstwo, tym mniej wiedziałem,
aż w końcu doszedłem do wniosku, że nie wiem nic. Ale nawet
wtedy, mimo że nic nie wiedziałem, musiałem się wielu rzeczy
„oduczyć”. Bo nie wolno nam nigdy, dosłownie nigdy przej-
mować metod z książek, z historii. Niby jak Langstroth praco-
wał bez nowoczesnych narzędzi? Zwłaszcza wtedy, kiedy był
niesprawny przez długie miesiące? Jak sobie radził? To proste.
Był wariatem. A wariaci dokonują czasem niezwykłych rzeczy.
Szaleństwo często idzie w parze z geniuszem.
Bardzo wcześnie zrozumiałem, że jeśli będę przestrzegał spi-
sanych reguł, poniosę klęskę. Ale czy ktoś, kto wie wszystko
najlepiej, może świadomie zdecydować się na porażkę? Mi-
nęło sporo czasu, nim to zrozumiałem. Zaczynałem dokładnie
tak, jak wszyscy. Starałem się, jak mogłem, stosowałem się do
rad z książek.
Musiało minąć 20 lat, nim zebrałem się na odwagę i sprzeda-
łem miodarkę, po tym jak przez 10 lat oszczędzałem na nią
i na półciężarówkę z przenośną pracownią pszczelarską. Ależ
byłem wtedy głupi. Myślałem, że chodzi o miód. Czytałem
wszystkie książki, szczególnie Ormanda, zwłaszcza te frag-
menty, w których mówi, że „miód to pieniądz. Przyjąłem tę
mądrość bezkrytycznie.
Ale nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiam Ormanda. Ormand
jest moim przyjacielem. Niekwestionowany mistrz w tej grze,
pszczelarz w trzecim pokoleniu, autor dwóch znakomitych
książek w tej dziedzinie, rekordzista Guinessa w produkcji mio-
du z jednego ula z jedną matką w jednym sezonie – 183 kilo
miodu. Utrzymał ten rekord od 1957 do 1963, kiedy rekord ten
został pobity, ale tylko dzięki użyciu wielu matek. Oryginalny
rekord Ormanda, ten z jedną matką, chyba nigdy nie doczeka
się nawet poważnego wyzwania. Jednak Ormand nie ma dziś
pszczół. Stało się to, co nie do pomyślenia. Ale nie dlatego, że
się zestarzał. Jest bardzo stary, ale wciąż pracuje jako stolarz.
Wykończyły go roztocza – oto, co go spotkało.
Ormand postępował zgodnie z zasadami. Kupił akarycyd
i zastosował się do instrukcji. Ja też go kupiłem. Ale kiedy trzy-
małem go w ręku, jeszcze w opakowaniu i w folii, poczułem
go jakby na języku i smakował toksynami, więc go nie użyłem.
Moje pszczoły umarły. Ale pszczoły Ormanda też. W dodatku
dochodziły nas słuchy z całego kraju, że te środki nie działają.
Mimo to „oni” nalegali, żebyśmy ich używali, twierdzili, że skoro
ich nie używamy, to my jesteśmy częścią problemu. Gdybyśmy
ich jednak używali, nasze pszczoły i tak by umierały. Rok po
roku nie używałem tych środków. Rok po roku zaczynałem od
nowa, łapiąc rójki wiosną tylko po to, żeby umarły jesienią lub
wczesną zimą. Ale nie poddałem się, bo nie potrałem. Potem
się okazało, że akarycydy zostały zakazane w Skandynawii.
Ormand słuchał głosu wewnętrznego. Ja kierowałem się we-
wnętrznym impulsem. Nie chodzi o to, że jestem przeciwko
aptekarskiej dokładności. W końcu udało mi się napisać i wy-
dać dziesięć książek. Przepisywałem je wielokrotnie – wciąż je
przepisuję – wykonuję całą pracę: redaguję, projektuję, druku-
ję, oprawiam. Ale coś mnie męczyło przy wprawianiu węzy od
pierwszego dnia. Jakiś wewnętrzny impuls kategorycznie nie
chciał, żebym jej używał. Nauczyłem się jak to robić, używałem
przez wiele lat nawet po tym, jak jednoznacznie uznałem, że
nie chcę
Potem opracowałem ramki bęzwęzowe. Produkowałem je
ręcznie, z pomocą Ormanda, ponieważ i on docenił ich zalety,
i chciał być częścią tego projektu. Sprzedawałem je na całym
świecie przez kilka lat, zanim cena drewna się nie podwoiła,
a potem potroiła i drewno kosztowało mnie więcej, niż mo-
głem uzyskać ze sprzedaży gotowej ramki. Musiałem wycofać
się z interesu. Ale najważniejsze było, że spłaciłem należno-
ści. Nie unikam pracy dla zasady, tylko po to, żeby jej unikać.
Z tego samego powodu nie wykonuję bezsensownej pracy,
tylko po to, żeby koniecznie coś robić. Wolę nie robić nic, niż
robić coś bezsensownego.
Masowa „produktyzacja” pszczelarstwa jest najbardziej nisz-
czącym procesem na świecie. Wielcy pionierzy nowoczesnego
pszczelarstwa stworzyli ogromne imperia, nie wiedząc, co tak
naprawdę robią. Motywacją zawsze był i będzie jak najwięk-
szy zysk przy jak najmniejszych nakładach. Ci wielcy ludzie nie
ZASADY PSZCZELARSTWA OD TYŁU
14
Nawiązałem mistyczną łączność z duchowym jądrem apikultury i teraz wszystko jest
już możliwe. Część z was, stare wygi, zapewne przyklaśnie temu stwierdzeniu, ale za-
łożę się, że większość z was zupełnie go nie zrozumie. Wielu się zirytuje, bo uzna to za
moją arogancję – ale jest dokładnie na odwrót. To nie arogancja, to pokora. Podejmę
próbę wyjaśnienia, lecz zrobię to zgodnie z techniką podpatrzoną u różnych guru
bez zdradzania tajemnic handlowych. To była autoironia. Nie jestem żadnym guru.
Na ich wygłupy patrzę z cynizmem. Jestem tylko pszczelarzem z czterdziestoletnią
praktyką i zdolnością do oceny, kiedy postępujesz źle.
mieli pojęcia, jakimi są głupcami i jak szkodliwe, i to globalnie,
staną się wypracowane przez nich zasady.
Weźmy choćby przykład trutni. Wielcy pionierzy słusznie pra-
wili, że skoro do unasiennienia matek potrzeba zaledwie kilku
trutni, to marnotrawstwem będzie utrzymywanie ich setek, je-
śli nie tysięcy przez pszczele kolonie. Zatem te wielkie umysły
udały się do desek kreślarskich i opisały parametry dna sześcio-
kątnej komórki pszczoły robotnicy, tym samym ujednolicając
tłoczone wzory węzy, jednocześnie utrudniając pszczołom
wychowanie trutni. Pomiędzy pszczołami usiłującymi wycho-
wać trutnie a pszczelarzami próbującymi odwrócić ich natu-
ralne dążenia, rozgorzała wojna. Apoteozą tego procesu było
wprowadzenie plastikowej węzy, która ostatecznie dążenia
pszczół uniemożliwiła. Ale nawet wówczas pszczoły budowa-
ły poprzeczne dzikie plastry i na nich wychowywały trutnie.
Ostatecznie pomysłowość ludzi i technologia zwyciężyły, po-
pulacje trutni spadły, zbiory miodu wzrosły, praktyka ta została
uznana za genialną, a węza stała się kolejnym niekwestiono-
wanym standardem w przemyśle pszczelarskim.
Problem w tym, że warroza woli czerw trutowy. A kiedy trut-
ni jest jak na lekarstwo, ten wredny, przebrzydły pasożyt nie
ma innego wyjścia, jak tylko migrować do komórek robotnic.
Pułapki z czerwiu trutowego stały się w Europie standardem,
natomiast były ewidentnie zbyt pracochłonne dla pszczelarzy
w Stanach Zjednoczonych. Niektórzy pomysłowi producenci
zaczęli oferować węzę trutową, ale i to nie chwyciło. Etyka pra-
cy w naszym kraju jest następująca: pracuj jak najmniej. A to
oznacza: wystarczająco dużo, żeby cię nie zwolnili.
Jeżeli sprawiam wrażenie zdegustowanego, to dlatego, że
w istocie tak jest. Jeśli wszystko, czego się nauczyłeś, okazu-
je się niewłaściwe, zmieniasz to, albo idziesz na dno razem ze
statkiem. Ja modlę się o odwagę do wdrażania zmian. I choć
jestem już starym człowiekiem, rozumiem wartość bycia
w zgodzie z samym sobą.
Mimo że idea wprawiania węzy nie podobała mi się od sa-
mego początku, straciłem całe lata, żeby wyrobić w sobie
wystarczający hart ducha i przestać jej używać. Minęło jeszcze
więcej lat, zanim odważyłem się zrezygnować ze szkodliwego
nałogu wirowania miodu – lat, które upłynęły na ciągłym dą-
żeniu do uzyskania „prostych plastrów, które poddałyby się
procesowi wirowania.
Moi drodzy, w przyrodzie nie ma prostych linii. Natura nie zno-
si symetrii. Oczywiście, czasem coś wydaje nam się symetrycz-
ne, ale nigdy takie nie jest. Nie, kiedy przyjrzymy się z bliska.
Symetria jest ludzką interpretacją, pragnieniem, iluzją, czy
jakkolwiek to nazwiemy. Prawdziwym problemem jest ideali-
zowanie wyglądu, który z kolei prowadzi do idealizacji sztyw-
nych standardów.
Kiedy moje pszczoły zaczęły umierać, na szczęście byłem wy-
starczająco rozgarnięty, żeby zmienić prol mojej działalności
na usuwanie rojów i os. Od tej pory byłem już nie tylko pszcze-
larzem, ale i „usuwaczem. Przez lata widywałem dzikie rodziny
w najróżniejszych miejscach i dzięki temu dowiedziałem się
czegoś o sobie i o pszczołach. Jedną z najważniejszych rzeczy,
jaką odkryłem, było to, że podświadomie poszukuję prostych
linii. Uznałem, że to choroba umysłowa, którą zaraziłem się od
moich nauczycieli. Powiem to jeszcze raz: Nigdy nie znajdziesz
w naturze prostego plastra. Dosłownie nigdy. To powinno dać
do myślenia.
10 Zasad „Pszczelarstwa od Tyłu według
Charlesa Martina Simona”:
Zasada 1: Działaj z Naturą, a nie przeciwko Niej.
Zasada 2: Zysk nie znaczy zbyt wiele, kiedy jesteś martwy.
Nasi przodkowie postulowali, że większa pszczoła przynie-
sie więcej miodu. Im jest większa, tym więcej nektaru i pyłku
może przenieść. Im większa komórka tym więcej może zmie-
ścić. I tak dalej. Więc zaprojektowali większą komórkę pszczół
robotnic i to stało się standardem.
Zasada 3: Martwe pszczoły nie robią miodu.
Anatomicznie większe pszczoły mają wolniejszy metabolizm,
są bardziej podatne na choroby i ataki drapieżców. Pojawiły
się więc choroby. Standardem w przemyśle jest chorowita
pszczoła.
Moje spotkania z dzikimi pszczołami wyrobiły we mnie więk-
szy szacunek dla pszczół i pogardę dla sposobu, w jaki najczę-
ściej z nimi postępujemy.
Postanowiłem skończyć z pszczelarstwem jakie znamy w dniu,
w którym przeczytałem o wielkim naukowym odkryciu związ-
ku między występowaniem „genów housekeeping”
1
a śmier-
telnością z powodu Varroa. Właśnie wtedy spadły mi z oczu
łuski niedowierzania i zorientowałem się, że naszym przemy-
słem rządzą szaleńcy. Do szaleństwa doprowadził ich strach
przed śmiercią i jednoczesne bezwładne do niej dążenie.
Śmierć naszych ukochanych pszczół. Śmierć naszego ukocha-
nego przemysłu. Śmierć nas samych.
Pszczoła wschodnia, historyczny żywiciel roztocza, pszczoła,
która współistniała z nim przez miliony lat, z reguły nie zasie-
dla zamkniętych przestrzeni. Najczęściej podwiesza się gdzieś
na otwartym obszarze. Wnioskuję więc, że kiedy roztocze się
odrywa, spada gdzieś w próżnię, która jest dla niego najod-
powiedniejszym miejscem. Larwa pszczoły wschodniej prze-
bywa krócej w komórce, co daje roztoczom mniej czasu na
rys: Mariusz Uchman
15
1 W biologii molekularnej „genami housekeeping” określane są geny, które mają
stałą ekspresję w każdej komórce i są niezależne od czynników zewnętrznych.
Typowym przykładem takich genów są np. geny metabolizmu podstawowego
lub kodujące rybosomalne RNA. Termin ten najczęściej pozostaje nietłumaczo-
ny. Dosłownie w języku angielskim „housekeeping” oznacza „utrzymanie domu”
lub „porządkowanie (przypis tłumacza).
ich niecną robotę. Według mnie to właśnie w tym tkwi pro-
blem, nie w „genie housekeeping i nieważne co mówią o tym
„naukowcy. Nie sugeruję przy tym, że ten „gen” nie istnieje.
Kwestionuję tylko powyższą interpretację. Tak samo jak kwe-
stionuję ocjalnie uznaną interpretację „pszczelego tańca, bo
dyskredytuje ją jeden czynnik: człowiek-obserwator obser-
wuje z góry. A pszczoły tańczą „twarzą w twarz, na tej samej
płaszczyźnie. To, co odbiera pszczoła i to, co odbiera człowiek-
-obserwator, to dwie różne rzeczy. Zgadzam się, że taniec
istnieje. Nie zgadzam się jednak, że on cokolwiek oznacza.
Pszczoła dzieli się w ten sposób podekscytowaniem. Wiedza,
gdzie jest nektar czy cokolwiek, tkwi gdzieś o wiele głębiej. Ro-
dzina pszczela manifestuje dziedziczony z pokolenia na poko-
lenie związek z konkretnym środowiskiem. Widać tu działanie
wielkiego umysłu, którego, co do zasady, ludzie nie są w stanie
pojąć.
Kolejnym znaczącym czynnikiem pogłębiającym degenerację
Apis mellifera jest chroniczna przemoc wpajana wraz z reguła-
mi sztuki pszczelarskiej. Rodziny pozostawione samym sobie
mają zupełnie inną samoświadomość niż udomowione linie
pszczół. Udomowionym pszczołom się nieustannie przeszka-
dza. Rodzina pszczela jest zintegrowanym Umysłem. Kiedy
otwiera się ul i w nim manipuluje, zakłóca się „proces myślo-
wy roju. Kiedy używa się podkurzacza, rodzina musi odwrócić
uwagę od innych rzeczy. Stres jest dobry. Stres jest zły. To za-
leży od jego rodzaju. Gimnastyka jest stresem. Przegrywanie
jest stresem. To pierwsze może poprawiać samoocenę, to dru-
gie ją niszczy. Ale równie dobrze może być całkiem odwrotnie,
w zależności od tego, jakie są nasze wcześniejsze doświad-
czenia i jaką narzucają nam interpretację. Wszystko zależy od
zmiennych.
Umiejętności tego, który miesza w ulu, mają duży wpływ na
to, jakie efekty to mieszanie przyniesie w przyszłości. Mistrz
manipulacji zrobi to w taki sposób, że pszczoły nawet nie zo-
rientują się, że cokolwiek się stało. Będą się zachowywały, jak-
by nigdy nic. Wszystko zależy od sposobu, częstotliwości i sta-
nu umysłu manipulującego. Niektórzy pszczelarze denerwują
pszczoły już samą swoją obecnością w pobliżu ula. Biada im
i ich pszczołom, jeśli zapalą oni podkurzacze i uniosą daszki
ulowe. Pszczelarstwo powinno być licencjonowane, a ja powi-
nienem być wydającym tą licencję. Byłoby tylko kilku pszcze-
larzy. Ponownie to powiem: to nie jest arogancja, tylko poko-
ra. Bo zaprawdę w sercu mam tylko dobro, zarówno twoje, jak
i pszczół.
Zasada 4: Nie walcz.
Kiedy pomyślę o wszystkich tych latach zwalczania mrówek
i technikach, jakie stosowałem, nie wiem czy śmiać się, czy
płakać. Teraz mam naturalny plaster miodu i otwartą miseczkę
z miodem w kuchni, i mnóstwo mrówek też, ale one zostawia-
ją ten miód w spokoju. Dlaczego tak? Ponieważ ich nie zwal-
czam. Karmię je. Mają miskę z miodem na ladzie przygotowa-
ną specjalnie dla nich tam, gdzie mogą przyjść i wziąć sobie,
ile tylko chcą. Na początku przypuszczały na nią zmasowane
ataki, teraz przestały się nią interesować. Najwyraźniej chcą go,
jeżeli nie mogą go mieć. Jeżeli mogą go mieć tyle, ile chcą, już
go nie chcą.
Zasada 5: W pszczelarstwie nie chodzi o miód.
Zasada 6: Nie chodzi o pieniądze.
Zasada 7: Chodzi o przetrwanie.
Cóż, w zasadzie nie chodzi o przetrwanie, skoro nikt nie prze-
żywa. Chodzi o jakość życia, kiedy ono trwa. Zrób wszystko,
żeby poprawić jakość życia swoich pszczół, a stanie się ono też
najlepsze dla ciebie. Przestań myśleć: „maksymalizacja produk-
cji”. Zdecydowanie mniej niż najwięcej, to i tak o wiele więcej
niż nic. Naucz się jak zapewnić pszczołom spokój. Lekkie za-
niedbanie to dobry sposób. Zapewnij im odpowiednią prze-
strzeń. Standardowe ule, jeżeli są właściwe, są wystarczająco
dobrym siedliskiem dla pszczół, ale nie używaj węzy.
Problemem węzy jest nie tylko rozmiar komórek, ale i jej zanie-
czyszczenie. Do węzy traa tylko najstarszy, najbardziej zanie-
czyszczony wosk. Stary wosk absorbuje i utrzymuje w sobie
zanieczyszczenia jak choćby pestycydy. Śmiało, używaj ramek.
Ramki ułatwiają manipulacje. Ale w zasadzie wystarczą tylko
snozy, przynajmniej w samym gnieździe. Wyżej w ulu prawdo-
podobnie będziesz wolał mieć zwykłe ramki z dolną beleczką,
która utrzyma odległość pomiędzy górą dolnej ramki a dołem
górnej.
Mam 15 uli, kiedy piszę te słowa (grudzień 2000 r.), podczas
gdy przez lata nie miałem już o tej porze roku żadnego. Jak to
zrobiłem? Nie wiem. Oto moja odpowiedź. Wraz z upływem
lat próbowałem trzymać pszczoły w warunkach coraz bardziej
zbliżonych do dzikich, żeby nie mieszać w ich sprawach. Ow-
szem, zabieram im trochę miodu, pyłku i propolisu, ale staram
się to robić w duchu jak najmniejszego ingerowania. Mam na-
dzieję, że będą się miały dobrze. Poza tym nie proszę je o nic
i niczego od nich nie oczekuję. Jeżeli mają się dobrze, dodaję
nadstawki. Jeżeli maja nadwyżki miodu, zabieram go trochę.
Kiedy mają krzywe plastry, poprzylepiane do wielu ramek,
ywam przegonek do opróżnienia nadstawek z pszczół.
Miażdżę plastry i odcedzam miód przez system podziurawio-
nych wiaderek. Trzymam trochę wyciętych plastrów i zjadam
je au naturel. Im dziwniejsze plastry tym mogą być lepsze.
W ostatnich latach niechętnie inwestowałem w sprzęt pa-
sieczny, z uwagi na warrozę. Dlatego używam starych uli, któ-
re normalny pszczelarz wyrzuciłby wiele lat temu – w zasadzie
jakaś ich część była wyrzucona przez normalnych pszczelarzy
– a mi podobają się one tym bardziej, im w gorszym są stanie.
Myślę o tym, żeby w tym roku popróbować ustawiać ule bez
dennic na stojakach, przynajmniej w czasie ciepłych miesięcy
i chciałbym też zaprojektować dennicę do wyłapywania i nisz-
czenia roztoczy.
Zasada 8: Zapomnij wszystko, czego się kiedykolwiek nauczy-
łeś i zacznij obserwować to, co naprawdę się dzieje.
Odniosę się do tej ostatniej zasady. Jednym z pierwszych na-
kazów, jakie otrzymałem, gdy zaczynałem, było prowadzenie
dokładnych notatek. Zorientowałem się jednak, że prowa-
dzenie zapisków będzie w najlepszym razie zaciemnianiem
obrazu. Kiedy odnosisz się do notesu, w którym opisywałeś,
co działo się w ulu konkretnego dnia, nie zobaczysz ula takim,
jakim jest w danej chwili. To, co da się skatalogować, nie od-
zwierciedla rzeczywistości i nie ma nic wspólnego z tym co
dzieje się w tym konkretnym ulu. To nie pozwala ci ujrzeć tego,
co tak naprawdę się dzieje.
Co więcej, zauważyłem też, że im bardziej walczy się o utrzy-
manie pszczół przy życiu, tym szybciej umierają. Nie trzymaj
ich kurczowo przy sobie, przywróć im wolność, wolność do
umierania, podobnie jak wolność do życia, a będą żyć lepiej.
Zasada 9: Zostaw swoje pszczoły w spokoju.
Zasada 10: Zostaw mnie w spokoju.
Oczywiście, że jestem szalony, ale jestem z tego dumny.
Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska i Bartłomiej Maleta
Tekst oryginału pochodzi z czasopisma “Bee Culture”, był rów-
nież opublikowany na stronie:
http://beesource.com/point-of-view/charles-martin-simon/
principles-of-beekeeping-backwards/
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą redakcji.
Data publikacji oryginału: Lipiec 2001
16
17
Michael Bush
W celu osiągnięcia biologicznego sukcesu i zachowania
zdrowia, organizmy żywe rozmnażające się płciowo mu-
szą zachować możliwie dużą różnorodność genetyczną.
Populacje jednolite stają się podatne na pasożyty i pato-
geny oraz źle radzą sobie z nowymi wyzwaniami. Zwięk-
szenie różnorodności natomiast, maksymalizuje szanse na
wykształcenie przez populację cech niezbędnych jej do
przeżycia. Potrzeba dywersykacji wydaje się do pewne-
go stopnia sprzeczna z założeniem selektywnego rozmna-
żania – a ono jest właśnie takie, jak sugeruje jego nazwa:
selektywne. W praktyce oznacza to, że staramy się usunąć
cechy, które uznajemy za zbędne. To w sposób oczywisty
zawęża pulę genetyczną i choć optymistycznie patrząc na-
stąpi to w zgodzie z naszymi preferencjami, mimo wszyst-
ko musi skutkować ograniczeniem różnorodności. Selekcji
dokonuje się przecież z coraz mniejszej liczby potomków,
w każdym kolejnym pokoleniu. Niezależnie od twoich po-
glądów na ewolucję, zapewne zgodzisz się, że oczywistym
celem rozmnażania płciowego jest różnicowanie organi-
zmów. Matka pszczela kopuluje przecież z wieloma trutnia-
mi, a rodzina pszczela produkuje ich pokaźną liczbę, aby
zwiększyć szansę na powielenie swoich genów. Nawet ska-
zana na zagładę bezmateczna rodzina produkuje trutnie,
aby zwiększyć prawdopodobieństwo przetrwania swoich
genów w ogólnej puli. Każdy patogen lub pasożyt wy-
wiera presję, która zawęża pulę genetyczną organizmów
do tych, którym uda się ją przetrwać. My pszczelarze stale
ograniczamy różnorodność poprzez produkcję tysięcy ma-
tek z jednej reproduktorki – a to w naturze nigdy się nie
zdarza. Kupując matki od ograniczonej liczby hodowców,
którzy stosują dokładnie taką praktykę, a królowe wymie-
niają tylko między sobą, ujednolicamy pulę genetyczną
pszczół jeszcze bardziej. Wraz z ograniczaniem różnorod-
ności zmniejszamy prawdopodobieństwo, że populacja
będzie zdolna do oparcia się nowym wyzwaniom. To nie-
ciekawa perspektywa. Postępując w opisany wyżej spo-
sób ignorujemy wykształcone przez owady mechanizmy
kontrolne oparte o allele płciowe, które zmniejszają
szansę na osiągnięcie biologicznego sukcesu pszczół po-
chodzących z krzyżowania wsobnego. Gdy sparują się dwa
podobne allele determinujące płeć, matki będą składać di-
ploidalne (zapłodnione) jaja trutowe. Tym jednak larwom
robotnice nie pozwolą na dalszy rozwój.
Dzikie pszczoły utrzymywały dywersykację
Różnorodność genetyczna przez wiele lat była utrzymy-
wana dzięki populacji dzikich pszczół. Ta jednak jednak
w ostatnich latach skurczyła się przez presję patogenów
i pasożytów, a także z powodu utraty siedlisk, stosowa-
nia pestycydów i działań podejmowanych z obaw przed
pszczołami zafrykanizowanymi.
Co możemy zrobić?
Trudno spodziewać się, że pszczoły rozmnażane w obrębie
zawężonej puli genetycznej będą przeżywały i dobrze pro-
sperowały. Aby rozwijać różnorodność i pracować nad po-
prawą cech powinniśmy zmienić nasze podejście. Zamiast
prowadzić hodowlę reproduktorek oraz rodzin ojcowskich
tylko po najlepszych matkach w pasiece, powinniśmy za-
cząć myśleć raczej w kategoriach eliminowania pszczół
o najmniej pożądanych cechach. Innymi słowy, jeżeli ob-
serwujemy je w jakimś ulu (na przykład agresja u robotnic),
usuwamy z niego matkę. Ale jeżeli te pszczoły posiadają
również cenne właściwości, nie starajmy się zastępować
ich tylko genami z naszego najlepszego ula, ale podzielmy
je i pozwólmy na odchowanie przez odkłady własnych ma-
tek i unasiennienie różnorodnymi trutniami. Nie używajmy
tej samej reproduktorki do każdej nowej partii wychowy-
wanych matek. Nie wymieniajmy matek z dzikich rojów,
które złapaliśmy, lub usunęliśmy z różnych miejsc. Jeżeli
ma cenne właściwości, ale jej potomstwo jest agresyw-
ne, zamiast likwidować tą linię, spróbujmy wyeliminować
niepożądaną cechę z kolejnych pokoleń w toku hodow-
li. Zamiast kupować matki, wychowujmy je z lokalnych,
przeżywających pszczół. Wychowujmy je także od matek
hodowlanych, które już posiadamy na pasiece, pozwalając
kolejnym pokoleniom unasienniać się z trutniami pocho-
dzącymi z dzikich, przeżywających pszczół. Wspomagajmy
małych lokalnych hodowców, aby mogli podtrzymać wię-
cej linii genetycznych. Róbmy więcej odkładów i pozwól-
my im wychowywać własne matki, zamiast je kupować,
aby każda rodzina mogła kontynuować swoją linię.
Tłumaczenie: Bartłomiej Maleta
Artykuł pochodzi ze strony www.bushfarms.com
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
różnorodności
genetycznej
W celu osiągnięcia biologicznego sukcesu i zachowania zdrowia, organizmy żywe rozmnażają-
ce się płciowo muszą zachować możliwie dużą różnorodność genetyczną. Populacje jednolite
stają się podatne na pasożyty i patogeny oraz źle radzą sobie z nowymi wyzwaniami.
rys: Mariusz Uchman
Potrzeba
Bartłomiej Maleta
Przede wszystkim taki pszczelarz jest sam. Nie ma znikąd
pomocy. Sąsiedzi prawie na pewno go nie wspomogą. Do-
okoła wszędzie latają trutnie z rodzin niezdolnych koegzy-
stować z warrozą. Co może zrobić jeden pszczelarz-amator,
choćby miał i trzydzieści pni? To genetyczna kropla w mo-
rzu latającego nieprzystosowania. A przecież na początku
drogi jego pszczoły nie są lepsze od pozostałych. Jeżeli
uda mu się przejść przez pierwszy
etap selekcji, to rozwijanie przysto-
sowanej populacji i jej utrzymanie
w takich warunkach będzie bardzo
trudne. Jeżeli przez kilka lat uda
się coś wypracować, a w malut-
kiej pasiece przyjdzie kryzys, to…
ostatnich kilka lat selekcji jest stra-
conych. Trzeba wszystko zaczynać
od zera. Znów od pszczół z komór-
ki 5,4 mm, zakupionych najczęściej
z pasieki zawodowej. Całkowicie
nieprzystosowanych do radzenia
sobie z roztoczem. Większość ama-
torów nie ma szans i nadziei na po-
radzenie sobie z problemem.
Tak narodził się pomysł na współ-
pracę w ramach naszego Stowarzy-
szenia. Żeby mieć szansę na przy-
szłość pszczół bez leczenia, musimy
mieć dostęp do jak największej licz-
by rodzin pszczelich. Musimy roz-
siać je na dużym obszarze, aby mi-
nimalizować lokalne zagrożenia,
które mogłyby zniweczyć nasz wie-
loletni trud.
Po kilku pomysłach, którym daleko
było do doskonałości, powstał pro-
jekt o nazwie Fort Knox. Polega na
bezgotówkowej, wzajemnej pomo-
cy poprzez przekazywanie sobie
rodzin pszczelich (rójek, pakietów, odkładów) dla uzupeł-
nienia strat. Pomysł błyskotliwy w swojej prostocie. W 2016
rozpoczęliśmy projekt pilotażowy, który obejmował ogra-
niczoną liczbę osób i skromną liczbę zgłoszonych rodzin.
W ramach pierwszego roku prób chcieliśmy wypracować
właściwe reguły i z czasem rozszerzać swoją działalność.
Na bazie bardzo nielicznej grupy pszczelarzy, którzy zgło-
sili akces do projektu kierując się wzajemnym zaufaniem,
chcieliśmy na własnej skórze poznać potencjalne proble-
my, aby następnie opracować właściwą, ostateczną wersję
reguł przedsięwzięcia.
Założenia współpracy
Każdy z uczestników zgłasza do wspólnej puli określoną
liczbę rodzin pszczelich, które od tej chwili stają się niejako
wspólną własnością wszystkich uczestników. Każdy jednak
opiekuje się sam swoimi pszczołami, zgodnie z regułami
pszczelarstwa naturalnego, według swojej najlepszej woli
i wiedzy. Podstawowymi zasadami hodowli mają być: brak
ingerencji chemicznej i selekcja naturalna. Co rok następu-
je ocena pszczół, którym udało się przetrwać i planowa-
nie uzupełnień zgodnie ze zgłoszeniami poszczególnych
uczestników.
Co taki projekt nam da?
Przede wszystkim wspólnie poszerzamy bazę selekcjono-
wanych pszczół. Wszyscy w pewnym stopniu uniezależnia-
my się od lokalnych kryzysów (niekoniecznie związanych
z chorobami). Uczestnicy mający niewielkie pasieki, w któ-
rych prawdopodobieństwo utraty całości jest wyższe, mają
szansę na to, że nie będą zaczynać od zera, a od punktu
gdzie cała społeczność Fortu Knox znajduje się w danym
momencie. Wszyscy korzystają również na stałym wzboga-
caniu różnorodności genetycz-
nej pszczół, zawężanej lokalnie
w toku selekcji.
Najważniejsze, że z chwilą star-
tu nikt z nas nie jest już sam. Li-
czymy, że wraz z upływem czasu
zdobycie pszczół nie poddawa-
nych działaniu chemii, stanie się
coraz łatwiejsze. Chcemy, aby
Fort Knox stał się rezerwą nasze-
go złota – zdrowych pszczół,
mających coraz większą szansę
w starciu z warrozą!
Przebieg Projektu
W ramach pilotażu zgłoszono do
wspólnej puli kilkanaście pni. Nie
jest to wielka liczba, ale pamiętaj-
my, że to tylko niewielki procent
rodzin pszczelich poddawanych
selekcji. Projekt ma tworzyć za-
chętę i dać swoistą gwarancję,
a nie budować całkowitą pulę
hodowlaną. Zgodnie z obawami
nie wszystkie pnie przeżyły. Po zi-
mie 2015/16 osypały się 4 rodziny
i pojawiła się konieczność uzu-
pełnienia strat. Przy okazji ujaw-
niły się też problemy logistyczne.
Jest nas niewielu i mieszkamy da-
leko od siebie. Wyjazd po pszczo-
ły – nawet darmowe – kilkaset kilometrów od domu, wcale
niełatwo zorganizować, gdy robota pali się w rękach w cza-
sie sezonu. A przecież wszyscy jeszcze gdzieś pracujemy
i mamy inne obowiązki. A jednak się udało i koledzy, któ-
rzy stracili pszczoły podczas zimowli, otrzymali odkłady od
pozostałych.
W sezonie pojawił się jednak jeszcze inny problem, który
zapomnieliśmy wziąć pod uwagę przy tworzeniu począt-
kowych założeń – nieleczone rodziny pszczele umierają
nie tylko w czasie zimy. Tak naprawdę mogą się osypać
o każdej porze roku, dowolnego dnia. Po pierwszym sezo-
nie przy braku leczenia większość rodzin daje radę jakoś
przezimować. Ale od ilości roztoczy wiosną i ogólnej kon-
dycji pszczół zależy, czy i kiedy ujawni się kryzys. Część ro-
dzin wychodzi z zimy silna, aby potem „skisnąć i upaść lub
trwać w kilku uliczkach. O ile więc Fort Knox w początko-
wym wydaniu miał być odpowiedzią na straty zimowe, to
już wówczas zorientowaliśmy się, że trzeba go rozszerzyć
na całoroczną gwarancję. Faktycznie okazało się, że w sezo-
nie 2016 w kilku rodzinach pszczelich ujawniły się kryzysy.
W przypadku strat do 50% całej puli projektu, nie powinno
FORT KNOX
CZYLI NASZA REZERWA „ZŁOTA
Fort Knox to baza amerykańskich sił zbrojnych w stanie Kentucky. Znajduje się tam jeden z największych skarbców
złota na świecie. A jak się to ma do pszczół? Pszczelarstwo naturalne, a zwłaszcza jego najbardziej radykalny odłam,
czyli pszczelarstwo, w którym nie stosuje się żadnych metod zwalczania warrozy, ma szereg problemów z przebiciem
się do świadomości pszczelarzy. Zarzuca się mu barbarzyństwo, naiwność, ekonomiczną nieopłacalność, a także bez-
skuteczność. Każdy, kto widzi długofalową potrzebę rezygnacji z jakichkolwiek metod zwalczania roztoczy (nieważne
czy metod twardej chemii” czy też „naturalnych”), natrafia na szereg zagadnień, z którymi musi się zmierzyć.
18
być większych trudności z uzupełnieniem ubytków – to
przecież „tylko jeden odkład z żyjącej rodziny. Gdy rodzi-
ny słabną i coś im dolega, może się okazać, że to nie takie
proste. Mamy nadzieję na ustabilizowanie się sytuacji po
upływie kilku lat, kiedy przybędzie nieleczonych pszczół
i ich wigor się poprawi.
Ciężkie chwile „Fortu Knox”
czyli niemiłe dobrego początki
Zima 2016/2017 mocno uderzyła w nasze pasieki i pszczo-
ły zgłoszone do projektu. Jesienią liczba nieleczonych
rodzin członków Stowarzyszenia oscylowała wokół 150,
a łącznie z pozostałymi zapewne znacząco przekraczała
200. Do „Fortu Knox zgłoszonych było 18 pni. Liczby wy-
glądały więc dobrze i pod koniec sezonu wszystko wyglą-
dało obiecująco. Zimę jednak przeżyło łącznie niewiele
ponad 30 rodzin pszczelich. Dodatkowo większość z nich
przetrwała na toczkach Przedstawiciela Stowarzyszenia,
Łukasza. Znaliśmy prawidłowość mówiącą, że większość
pszczół umiera właśnie po dwóch latach od zaprzestania
leczenia. A jednak, rozsiani po całym kraju, nie spodziewa-
liśmy się aż takich strat.
Wiosną na naszych pasiekach panował więc smutek
i pszczelarze oglądali puste ule. Nieliczni mogli się cieszyć
z jednej lub zaledwie kilku żyjących rodzin. Pszczoły prze-
żyły tylko na dwóch z sześciu pasiek, zgłoszonych do Pro-
jektu. Wiosna postawiła przed nami zadanie stworzenia
nowych 12 rodzin z 6, aby móc powrócić do stanu wyjścio-
wego. Zagadką pozostawał jednak stan zdrowotny rodzin,
które przeżyły, a więc i możliwość wykonania ich dalszych
podziałów.
W związku z tym postanowiliśmy przewieźć do Łukasza
wykonane większe odkłady pozbawione matek, z których
dopiero miały być namnażane nowe rodziny dla innych. Li-
czyliśmy na jego doświadczenie, a także na trutnie z jego
pasiek. Łukasz stanął na wysokości zadania rozwiązując
wszystkie problemy i ostatecznie, pomimo przeciwności
losu, wykonał dokładnie tyle rodzin, ile było trzeba na po-
krycie dotychczasowych strat. Czy trutnie dopisały, to się
dopiero okaże.
A nie obyło się bez problemów. Wiosną osypała się jedna
z rodzin fortowych u Łukasza. Po drugie, przywiezione od
Joli bezmatki po wygryzieniu się porażonego roztoczami
czerwiu przestały wyglądać na zdrowe i prężne rodziny,
jakimi zdawały się być w połowie maja. Warroza poczyni-
ła w nich bardzo duże spustoszenia. Do tego stopnia, że
pszczoły roiły się, aby tylko uciec z uli, w których poraże-
nie zbliżało się do poziomu krytycznego. W związku z tym
jedna z rodzin w ogóle nie wychowała matek z mateczni-
ków. Zresztą obydwie rodziny przywiezione od Joli mocno
się wypszczeliły i zanim młode matki podjęły czerwienie,
znacząco się zmniejszyły. Na szczęście było to w szczycie
sezonu i dzięki temu wraz ze „zniknięciem chorych owa-
dów z uli i pojawieniem nowego czerwiu, pszczoły zaczęły
wyglądać lepiej. Na tym przykładzie widać, jak zbawienna
może być dla pszczół przerwa w czerwieniu i drastyczne
wypszczelenie z chorych osobników. Zobaczymy jednak,
co przyniesie jesień i zima, bo wiadomo, że w rodzinach
wciąż może czaić się kryzys, „zaleczony” tylko na chwilę.
Kolejnym tegorocznym problemem był głód. Wiele pasiek
w sezonie 2017 donosiło o wyjątkowo słabych pożytkach
powodujących mizerny rozwój rodzin. Jak wiadomo nie
sprzyja to tworzeniu odkładów. Sytuacja wymagała więc
dużo pracy i troski ze strony Łukasza.
Co jednak istotne, Fort Knox przeszedł trudny okres zwy-
cięsko wykazując samowystarczalność. Przynajmniej na ra-
zie. Pozostając dobrej myśli, nie siadamy jednak na laurach,
bo wiemy, że w przyszłym roku może być równie ciężko
– i oby nie ciężej.
Wnioski na przyszłość
Ze spadków w 2017 roku wyciągnęliśmy parę wniosków.
Po pierwsze i najważniejsze, podstawą przejścia zwycięsko
przez okres selekcji jest nasza współpraca. W skali, w jakiej
pracujemy przy pszczołach, nie da się – a przynajmniej
może to być bardzo trudne – ustabilizować pasiek bez wza-
jemnych gwarancji, współpracy i pomocy. Dotychczasowe
doświadczenia pokazały, że nawet pasieki liczące kilkadzie-
siąt pni mogą okazać się bezbronne w starciu z warrozą
i chorobami pszczół. Nawet po kilku latach hodowli każde-
go z nas może czekać spadek na poziomie nawet 70-80%
– i oby nie całkowity.
Drugi wniosek jest już bardziej konkretny – Projekt „Fort
Knox” powinien się rozszerzać i rozrastać, ale musi opie-
rać się na rodzinach, które już przeszły przez jakieś sito
selekcyjne. Dopuszczenie całkowicie „przypadkowych
pszczół z hodowli komercyjnych może skończyć się tak jak
w przypadku tych pozyskanych od Joli. Owszem, okazały
się pomocne w tak trudnym roku. Ale pokazały też, jak ła-
two mogą dać się pokonać przez kryzysy i choroby. Projekt
natomiast musi się rozwijać, dlatego powinien opierać się
o genetykę selekcjonowaną, a nie nową, która nie przeszła
tzw. Testu Bonda”. Jeżeli więc nowe osoby chętne do wstą-
pienia w nasze szeregi same nie będą posiadały pszczół po
pierwszych „egzaminach”, to zaopatrzą się od nas. Każdy
na pewno otrzyma niezbędną pomoc, jakiej tylko zdołamy
udzielić. Bez wątpienia nikt nie poskąpi matki pochodzącej
z selekcjonowanej linii, a w miarę swoich możliwości po-
dzielimy się też pakietem, rójką czy odkładem – bo prze-
cież te pszczoły „wrócą do nas w ramach Projektu!
Dalsze wnioski dotyczą kwestii logistycznych. Dawca – oso-
ba, która wykonuje rodziny dla innych – musi otrzymać od
Biorcy (tak w Regulaminie określamy osobę, która otrzymu-
je rodzinę) starannie przygotowany ul: wypełniony ramka-
mi z suszem, odpowiednio zabezpieczonymi przed przesu-
waniem się i gnieceniem pszczół, szczelny i z odpowiednią
wentylacją, zdatny do przewozu pszczół i zaopatrzony
w podkarmiaczkę, z odpowiednim zapasem pokarmu
w postaci miodu, ostatecznie ciasta. Dawca i tak ma prze-
cież wystarczająco zajęć w pasiece, a więc nie może mar-
twić się o przygotowanie dla innych rodzin do przewózki.
Podsumowania
Rok 2017 okazał się dla członków Wolnych Pszczół” cięż-
ki, ale udało nam się podnieść z zimowego upadku. W tym
roku liczba rodzin pszczelich należących do członków Sto-
warzyszenia znów znacząco przekroczyła 200, z czego jak
szacujemy, ponownie około 150 pozostanie nieleczonych.
Mamy świadomość, że nie wszystkie wywodzą się z tych,
które przetrwały ciężki kryzys i zimowlę, a zatem w części
inicjują proces od zera. Jednak około 60 z wymienionej
liczby wywodzi się bezpośrednio z pszczół, które przeżyły
kryzysy.
W kolejnych kilkudziesięciu rodzinach ze wspomnianych
150, które jesienią nie zostaną poddane zabiegom „leczni-
czym, czerwią matki wywodzące się z pszczół, które prze-
żyły ostatnią zimowlę. Te rodziny jednak tworzone były na
bazie pszczół „leczonych, które musieliśmy kupić wiosną,
aby odbudować potencjał naszych pasiek. One również są
nośnikami cennej dla nas genetyki, ale też mamy świado-
mość, że odkłady z robotnic, które jesienią zostały oczysz-
czone z pasożytów, zostaną poddane znacząco mniejszej
presji, a zatem ich szansa na przetrwanie najbliższej zimy
wzrośnie. To oczywiście może być plusem dla naszych pa-
siek, ale też przy okazji spowolnieniem selekcji. Niezależnie
od wszystkiego, jak zawsze testem posiadanych linii gene-
tycznych jest zimowla i każdy kolejny sezon. Oby każdy był
bogatszy w pożytki i rozpoczął się lepiej niż bieżący!
19
Michael Bush
1
Nie będziesz używał innego sprzętu niż standardowy. Ul
Langstrotha jest najlepszym rozwiązaniem pod wzglę-
dem układu korpusów i ramek, jakim dziś dysponuje-
my. To rozwiązanie umożliwia najpełniejszy dostęp do
pszczół i czerwiu względem poprzednich rozwiązań i po-
zwala na całkowitą wymianę wszystkich części ula. No-
woczesny ul daje właściwą odległość pomiędzy ramka-
mi („bee space”) i pozwala na łatwe regularne przeglądy
w celu kontrolowania porażenia pszczół patogenami
i pasożytami…
Powyższe tezy można interpretować w różnorodny
sposób. Jedna z takich interpretacji głosi, że powinno
się używać tylko dziesięcioramkowych pełnych kor-
pusów gniazdowych. Tak naprawdę nie ma nic niety-
powego w zastosowaniu korpusów ośmioramkowych
o standardzie wysokości ramki 2/3 pełnego korpusu
(tzw. „medium”) [Michael Bush stosuje u siebie właśnie
takie korpusy. Stare „pełne” korpusy Langstrotha odpo-
wiednio dostosował do tego rozmiaru – przypis tłuma-
cza]. Jeżeli zamierzasz sam budować swoje ule i w nich
hodować pszczoły, możesz tak naprawdę zastosować
wiele innych, wcale niezłych rozwiązań, często tańszych
i łatwiejszych do pracy. Doskonałym przykładem są ule
snozowe, tzw. „top bar hive, które eliminują potrzebę
wigania korpusów. Polecam to rozwiązanie, jeżeli
masz problemy z kręgosłupem.
„…Hodowla pszczół na dawną modę w kószkach, kło-
dach czy ulach glinianych, jest prawnie zakazana mię-
dzy innymi w Stanach Zjednoczonych, gdyż ule te nie
zapewniają odpowiedniego dostępu do pszczół.
To prawda, ale ule snozowe, ule DE, BS czy WBC i wiele
innych konstrukcji, mają wyjmowane plastry i tym sa-
mym spełniają wymogi prawne. Dodać trzeba, że nie-
które z tych rozwiązań są w powszechnym użyciu na
całym świecie.
2
„Będziesz liczył się ze swoimi sąsiadami nie-pszczelarza-
mi. Będziesz rozważnie wybierał miejsce pod swoje ule.
I choć prawo nie zabrania chowu pszczół w miastach,
czy w większości lokalizacji, pamiętaj, aby uwzględniać
obecność sąsiadów i ich dzieci, gdyż mogą oni obawiać
się pszczół, albo mieć uczulenie na jad pszczeli. To jest
najważniejszy warunek sukcesów i radości z pszczelar-
stwa.
Znakomity plan.
…Uprzedź swoich sąsiadów przed ustawieniem ula
w ogródku…
Ja bym tego nie zrobił. Ludzie w większości uważają,
że pszczoły w sąsiedztwie spowodują dla nich znaczne
utrudnienia czy ograniczenia. Jeżeli ich nie uprzedzisz,
a oni po roku lub dłuższym okresie zorientują się, że
pszczoły były tuż obok, będą wiedzieli, że ich obawy
były niezasadne.
„… Unikaj umieszczania uli w miejscach, w których loty
pszczół będą przecinać chodniki czy place zabaw. Za-
pewnij pszczołom wodę, aby nie szukały jej po sąsiedzku.
Darmowy miód pomoże osłodzić niepewną sytuację.
Jak najbardziej.
3
„Będziesz regularnie wymieniał matki pszczele. To przy-
czyni się do zwiększenia produktywności pasieki. Wy-
miana matek pszczelich pomoże zmaksymalizować ilość
czerwiu i produkcję miodu, a także pomaga w zwalcza-
niu nastroju rojowego i niektórych chorób pszczelich…
Niewiarygodnie duża liczba ojców nowoczesnego
pszczelarstwa nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem.
Większość moich matek pszczelich ma dwa lub trzy lata,
a niektóre mają cztery i radzą sobie bardzo dobrze i (u)
nie wyroiły się. Brat Adam twierdził, że matki osiągają
swój najwyższy potencjał w drugim roku.
„… Korzystaj z matek dostarczanych przez hodowców,
gdyż te, które posiadamy, rzadko wydają wybitne po-
tomstwo.
Całkowita nieprawda. Nie ma żadnych powodów, aby
matki, które wychowasz nie były ZNACZĄCO lepsze
od tych, które sprzedają hodowcy, gdy nie stosujesz
10 PRZYKAZAŃ PSZCZELARSTWA
W INTERPRETACJI MICHAELA BUSH’A
Nie znam autora poniższych przykazań. Gdybym znał, to wskazałbym go. Tezy te tak
pełne stanowczych stwierdzeń, z którymi zresztą nie zgadzam się w wielu punktach, że
po prostu nie mogłem się powstrzymać przed napisaniem do nich własnego komentarza.
20
w pasiece środków chemicznych i zwracasz uwagę na
to, co tak naprawdę robisz. Statystycznie matka pszcze-
la wychowana po reproduktorce jest wymieniana przez
pszczoły 3 razy w ciągu jednego roku. Wynika z tego, że
w krótkim czasie i tak będziesz miał swoje matki. Czy nie
lepiej zaoszczędzić 20 dolarów i mieć lepszą matkę od
samego początku?
4
„Będziesz zwalczał choroby i pasożyty. Każdy pszcze-
larz powinien znać swoje pszczoły i ich dolegliwości.
Choroby takie jak zgnilec łatwo przenoszą się pomię-
dzy ulami, a to może mieć katastrofalne skutki. Poznaj
objawy powszechnie występujących chorób pszczelich
takich jak zgnilec amerykański (AFB), kiślica (EFB), grzy-
bica wapienna czerwiu, choroba woreczkowa czerwiu
i nosema. Miej świadomość osłabienia, jakie powodują
u pszczół pasożyty, takie jak roztocze Varroa czy świdra-
czek pszczeli…
Oczywiście powinieneś mieć wiedzę o tych dolegliwo-
ściach i nawet wiedzieć jak oszacować związane z nimi
zagrożenia. Ale te choroby WYSTĄPIĄ w twojej pasiece
niezależnie od tego, co zrobisz. Zwalczanie ich dopro-
wadzi co najwyżej do osłabienia pszczół, oraz dalszych
problemów wynikających ze skażenia plastrów.
„… Poznaj leki stosowane na pszczele choroby (Terra-
mycyna, Fumidil B, Apistan) i dowiedz jak użyć natłusz-
czonej wkładki dennicowej i mentolu. Stosuj je zgodnie
z instrukcjami, aby nie zaszkodzić pszczołom, nie dopro-
wadzić uodpornienia się na nie patogenów i pasożytów
oraz nie zanieczyścić miodu przeznaczonego do spoży-
cia przez ludzi”.
Tak, poznaj te substancje wystarczająco dobrze, żeby
zorientować się dlaczego nie powinieneś ich używać.
5
„Będziesz zwiększał siłę rodziny pszczelej na główny po-
żytek. Rozj rodziny w czasie głównego pożytku, za-
miast przed nim, może okazać się pomyłką, która będzie
cię drogo kosztować. Wymiana matek, zwalczanie cho-
rób i karmienie syropem oraz substytutami pyłku pomo-
że ci osiągnąć ten cel…
Wielu ojców nowoczesnego pszczelarstwa nie wierzy-
ło, że którakolwiek z tych metod pomoże w osiągnięciu
celu. Większość uważała, że karmienie syropem w ogó-
le niczego nie zmienia, o ile pszczoły miały zapewnioną
odpowiednią ilość pokarmu poprzedniej jesieni. Wielu
z nich nie wymieniało matek regularnie. UDOWODNIO-
NO też, że substytuty pyłku powodują u pszczół podat-
ność na choroby i skracają ich życie. Właściwym pokar-
mem dla czerwiu jest pyłek kwiatowy.
„… Zapobiegaj wystąpieniu nastroju rojowego korzy-
stając tylko z młodych matek pszczelich, zamieniając
położenie korpusów wiosną i dokładając nadstawki
w odpowiednim czasie…
Mogę wskazać wielu wspaniałych pszczelarzy, którzy
nie wierzą w skuteczność żadnej z tych metod – oczywi-
ście poza dokładaniem nadstawek.
„… Nie toleruj słabych rodzin. Wymieniaj matki, lecz
pszczoły, dodawaj ramki z czerwiem do słabszych rodzin
albo łącz je z innymi. Pamiętaj, że jedna duża rodzina
dostarczy ci co najmniej dwa razy więcej miodu niż dwie
słabe łącznie”.
To może okazać się dobrą radą w niektórych przypad-
kach, ale czasem te słabiaki ruszają z rozwojem, kiedy
tylko dostaną szansę. Czasem po prostu nie osiągnęły
jeszcze „masy krytycznej”. Jeżeli przezimowały z niewiel-
ką ilością pszczół, dojście do siły może im chwilę zająć.
6
„Będziesz dodawał nadstawki w zależności od potrzeb
rodziny. Zapewnij pszczołom dużo miejsca, aby mia-
ły gdzie składać nektar, gdy tylko zacznie się pożytek.
To zapobiegnie powstaniu nastroju rojowego i zachęci
pszczoły do lotów
Dokładanie nadstawek może przyczynić się do zapobie-
żenia powstania nastroju rojowego, ale wcale nie musi.
Nadmierne rozszerzenie gniazda, gdy rodzina wciąż jest
słaba, a noce zimne, może zaś być dla niej obciążeniem.
„… Usuń nadstawki późnym latem, aby pszczoły ułożyły
pokarm w gnieździe na zimę.
Albo będą miały tak mało miejsca, że się wyroją…
7
„Będziesz dumny ze swego miodu i innych produktów
pszczelich. Utrzymuj w czystości wyposażenie pracow-
ni…
Oczywiście.
„… i odcedzaj odwirowany miód, aby usunąć resztki od-
sklepin.
Odcedzaj - tak, ale ltruj tylko w zależności od oczeki-
wań klientów. Moi szukają miodu nieltrowanego.
„…Używaj specjalnych słoików na miód i oprzyj się po-
kusie sprzedaży miodu w używanych wcześniej słoikach,
np. po majonezie. Takie opakowanie wygląda tandetnie,
nie jest profesjonalne i może wywrzeć na konsumencie
negatywne wrażenie…
I znów, to rynek zadecyduje o najlepszych opakowa-
niach produktów. Niektórzy ludzie uważają, że miód
to produkt „domowy i powinien być w zwykłym słoiku
do wekowania. Niektórzy natomiast uważają, że słoiki
na przetwory wyglądają „siermiężnie”. Moi klienci lubią
miód w normalnych słoikach.
21
„… Używaj atrakcyjnych etykiet i nie pozwól, aby two-
je słoiki były klejące. Oznaczaj swoje produkty z dumą,
pewnością siebie i kreatywnością.
Oczywiście.
8
„Będziesz dbał o urządzenia pasieczne i ule. Taki sprzęt
możesz wykorzystywać latami, jeżeli będzie należycie
przygotowany. Rozważ używanie konserwantów do
drewna, wykonuj otwory pod gwoździe i używaj dobrej
farby. Nie trzymaj uli na ziemi, gdyż mogą zacząć bu-
twieć, albo zostaną zniszczone przez stworzenia takie
jak mrówki czy termity…
Zgadzam się z tym, żeby nie trzymać uli bezpośrednio
na ziemi, ale mogę też wymienić kilka sław pszczelar-
skich, twierdzących, że nie warto malować uli (między
innymi C.C. Miller, Richard Taylor czy G.M. Doolitle).
W mojej pasiece nie chcę używać do nich takich prepa-
ratów jak Cuprinol. Mogę ich nie malować. Moje ule za-
nurzam w gotującym się wosku z kalafonią.
„… Zabezpiecz ramki z woszczyną przed motylicą, uży-
wając paradichlorobenzenu…
Moim zdaniem to straszny pomysł. Nie chcę stosować
substancji rakotwórczej do zabezpieczania mojej wosz-
czyny i nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś mógłby tole-
rować to w miodzie.
„…Przechowuj swoje zapasy pasieczne w czystości”
Jeżeli dasz radę.
9
„Będziesz pomagał pszczołom w zimowli…
Nie jestem pewny, co „pomoc pszczołom w zimowli” tak
naprawdę znaczy, ale oczywiście powinieneś zabezpie-
czyć je przed myszami, dopilnować, aby znajdowały się
po właściwej stronie kraty odgrodowej i nie powinieneś
im zabierać zbyt wiele miodu.
„… Przelecz rodziny w jesieni przeciwko zgnilcowi…
Nigdy
„… Nosemozie…
Nigdy
„… i roztoczom…
Tylko jeżeli ich liczba jest wyjątkowo duża, a potem pla-
nujesz wymienić matkę tak szybko, jak tylko się da.
„…Używaj dwóch korpusów gniazdowych do zimowli
i zapewnij pszczołom odpowiedni zapas pokarmu…
Oczywiście. Ale oznacza to 3 lub 4 ośmioramkowe kor-
pusy 2/3. A jeżeli żyjesz na dalekim południu, dwa pełne
korpusy mogłyby być przesadą.
„… Zmniejsz wylotki na zimę i zapewnij górny wylot jako
alternatywne wyjście dla pszczół oraz do usuwania nad-
miaru pary wodnej…
Albo zlikwiduj dolny wylotek. Upewnij się też, że ul za-
bezpieczony jest przed myszami, albo przez eliminację
dolnego wylotka, albo przez założenie odpowiednich
zabezpieczeń.
„… owiń ule, jeżeli spodziewasz się ciężkiej zimy
Nigdy
„… Sprawdź, czy rodziny mają wystarczająco pokarmu
w połowie zimowli poprzez zważenie lub podniesienie
ula. Jeżeli pszczoły nie mają zapasów, podkarm je syro-
pem cukrowym…
Skąd pomysł, aby karmić pszczoły syropem w połowie
zimowli? Przecież nie pobiorą go, jeżeli jest zimno, więc
nie wiem jaki miałby być tego cel. Myślę, że ktoś, kto wy-
myślił tą zasadę, prowadzi pasiekę na południu. Cukier
kryształ będzie lepszym rozwiązaniem w zimie, jeżeli nie
mieszkasz w rejonie, w którym temperatury utrzymują
się powyżej10 stopni Celsjusza co najmniej przez kilku-
dniowe okresy w zimie.
„… Jeżeli pszczoły zaczynają wychowywać znaczącą
ilość czerwiu, zanim pojawi się pyłek, podaj rodzinom
substytuty pyłku…
Nigdy. Pyłek tak, ale nigdy jego substytuty.
10
„Będziesz przynależał do zrzeszeń pszczelarskich. Dzięki
nim możesz uzyskać pomoc, jeżeli jesteś nowicjuszem…
Dobry pomysł, ale zdarzają się też przypadki wprowa-
dzania w błąd początkujących.
„… Często działają w nich ludzie z dużą wiedzą i do-
świadczeniem, którzy chętnie odpowiadają na py-
tania i udzielają pomocy. Dodatkową korzyścią
przynależności do zrzeszeń pszczelarskich bywają przy-
znawane zniżki na zakup czasopism pszczelarskich,
takich jak na przykład „American Bee Journal”, „Bee
Culture” czy „The Speedy Bee”. Większość organizacji
wydaje również swoje publikacje, jak „Heart of Illino-
is Beekeeper” czy „ISBA Newsletter”. Najważniejszym
celem zrzeszeń jest obrona interesów pszczelarstwa
i pszczelarzy. One zasługują na twoje wsparcie”.
Oczywiście.
22
Niestety opinie te podzielane są przez 90% pszczelarzy,
a większość z nich jest kontrowersyjna i moim zdaniem
nie są dobrym materiałem na „10 Przykazań Pszczelar-
stwa.
Przygotowałem więc swoją – równie stronniczą – wersję:
1
Będziesz słuchał pszczół. Nie walcz. Pracuj z nimi.
Pomagaj im. Pozwól, żeby im się udało. Zry-
wanie mateczników, ograniczanie liczby trut-
ni albo powierzchni plastrów trutowych, skroba-
nie propolisu, jeżeli wprost ci nie przeszkadza,
zapobieganie cichej wymianie matek, to przykłady walki
z pszczołami.
2
Nie będziesz wkładał węzy do ula, gdyż pochodzi ona
z zanieczyszczonego wosku, posiada komórki w innym
rozmiarze, niż naturalne dla pszczół i na różne inne
sposoby przeszkadza im w realizowaniu ich własnych
planów. Jeśli chcesz, żeby pszczoły budowały plaster
w ramce, będziesz musiał im dać jakąś wskazówkę.
3
Nie będziesz kupował pszczół z miejsc o klimacie od-
miennym niż ten, w którym prowadzisz pasiekę, a także
z rejonów, gdzie mogą występować pszczoły zafrykani-
zowane, o ile sam w takim nie mieszkasz. Najlepsze mat-
ki dla ciebie pochodzą z twoich okolic, od pszczół, które
tam właśnie żyją. Dzikie trutnie są najlepszym źródłem
materiału genetycznego i dzięki niemu pszczoły prze-
trwają. Pamiętaj, martwe pszczoły nie produkują miodu.
Aby mieć najlepsze matki, zawsze hoduj je sam.
4
Nie będziesz umieszczał w ulu (niezależnie od tego, czy
są w nim pszczoły, czy nie) niczego, co nie mogłoby się
tam znaleźć w naturalny sposób. Dotyczy to również
substancji zwalczających warrozę, świdraczka pszczele-
go, antybiotyków, paradichlorobenzenu i innych.
5
Nie będziesz osłabiał pszczół karmiąc ich substytutami
miodu i pyłku, a także hodował pszczół genetycznie sła-
bych i niezdolnych do samodzielnego przetrwania bez
wspomagania kuracjami.
6
Nie będziesz używał korpusów, których nie dasz rady
podnieść, gdy są pełne miodu. Ciężkie korpusy są przy-
czyną problemów zdrowotnych u pszczelarzy i główną
przyczyną porzucenia pszczelarstwa. Ośmioramkowe
korpusy 2/3 Langstrotha doskonale wypełniają to kry-
terium.
7
Będziesz stosował jeden typ ramki dla całej pasieki. To
ułatwi ci pracę przy ulach.
8
Nie będziesz używał kraty odgrodowej, aby powstrzymać
matkę przed wejściem do nadstawek. To tylko przyczyni
się do pomniejszenia zbiorów miodu i wywoła nastrój
rojowy. Tylko doświadczony pszczelarz winien pracować
z użyciem krat odgrodowych.
9
Nie będziesz miał w ulach dolnych wylotków. One
przyczyniają się do problemów z myszami, skunksami,
oposami, trawą i śniegiem. Górny wylotek rozwiązuje
wszystkie te problemy za jednym zamachem.
10
Nie będziesz podgrzewał i ltrował miodu. Takie prakty-
ki niszczą pszczele produkty.
…I jestem pewien, że mógłbym wymyślić jeszcze wiele
innych…
Tłumaczenie: Bartłomiej Maleta
Artykuł pochodzi ze strony
http://www.bushfarms.com/beestencommandments.htm
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
23
fot. Agnieszka Mac Uchman
Kirk Webster
Otóż mogą.
Ale nie tak jak większość rodzin pszczelich żyła od czasu
upowszechnienia ruchomej, wyjmowalnej ramki.
Zawsze zadziwia mnie fakt, że zawodowi pszczelarze
(podobnie do większości Amerykanów) łatwo (lub wręcz
chętnie) zmieniają swój styl życia. Poświęcają swój wol-
ny czas, aktywność zyczną, prywatność, a nawet szan-
sę na kontakt osobisty z rodziną i przyjaciółmi tylko po
to, aby znaleźć się na fali ostatnich nowinek technolo-
gicznych. A mimo tego nie kiwną nawet palcem, aby
dostosować się do gwałtownych zmian, jakie zachodzą
pośród ich pszczół oraz w Naturze. Tylko przez ukierun-
kowanie uwagi i adaptację zawodowych pszczelarzy
możemy przywrócić naszą branżę do zdrowia i równo-
wagi. Nauka może pomóc tu i ówdzie, ale to pszczelarze
muszą wykonać najważniejszą część tej pracy.
Po blisko dwudziestu latach
osobistych doświadczeń, obserwacji, a w końcu akcep-
tacji świdraczka pszczelego oraz roztoczy Varroa jako
koniecznych sprzymierzeńców i przyjaciół, kilka spraw
się wyjaśniło. Po pierwsze, jeżeli chcemy nasze produk-
cyjne pasieki przywrócić do zdrowia i równowagi od-
chodząc od akarycydów, dostosowanie musi nastąpić
zarówno w dziedzinie genetyki (hodowli) jak i metod
(gospodarki pasiecznej). Nie znajdziemy takich pszczół,
które rozwiązałyby wszystkie problemy i pozwoliły na
powrót do pszczelarstwa z lat siedemdziesiątych czy
początku lat osiemdziesiątych. Nie ma również takich
metod gospodarki pasiecznej, które pozwoliłyby na
utrzymanie produktywności nieleczonej pasieki bez
pszczół o wykształconej już pewnej zdolności do koeg-
zystencji z Varroa i innymi szkodnikami, a jednocześnie
z potencjałem do jej zwiększenia.
Rodziny pszczele, niezależnie od miejsca występowa-
nia, są bardziej wrażliwe niż w przeszłości. Więcej z nich
umiera podczas zimowli lub w innych okresach prze-
dłużającego się stresu, niż miało to miejsce w czasach
przed roztoczem. W naturze, gdy warunki życia ulegną
poprawie, owady zwiększają tempo rozrodu i ponownie
wypełniają nisze biologiczne, które zajmowały przed
kryzysem. Pszczelarze zaś w takich sytuacjach muszą
przyspieszyć produkcję nowych rodzin pszczelich.
W północnych stanach elegancko rozwiązano ten
problem dzięki odkryciu na nowo, że odkłady (4 ram-
kowe lub nawet mniejsze) mogą dobrze zimować na
zewnątrz, jeśli zapewni im się pewną ochronę oraz za-
stosuje się ule wielorodzinne lub zestawi kilka ulików ze
sobą. Dzięki temu można mnożyć rodziny w pełni lata,
przy użyciu zaledwie jednej ramki czerwiu na każdą
z nich. Prosta technika tworzenia małych odkładów w
czerwcu i lipcu pozwoliła zimować do maja następnego
roku rodziny o wielkości od 4 do 8 plastrów i praktycznie
podwoiła potencjał produkcyjny pasiek na północy, bez
konieczności wywozu pszczół. Każdy pszczelarz musi
jednak zindywidualizować ten proces, eksperymentując
w celu odkrycia optymalnego sposobu postępowania
we własnej lokalizacji, przy swoich specycznych zaso-
bach. Kto zastosował tę metodę, rozumie, że stany pół-
nocne uzależniły się od pszczół z południa tylko z powo-
du utartych przyzwyczajeń oraz ignorancji, bynajmniej
nie biologii.
W wielu artykułach szczegółowo opisałem moje własne
metody oraz sposób, w jaki ewoluowały. Teksty te były
publikowane na przestrzeni wielu lat, a dziś są zebrane
na mojej stronie internetowej. Michael Palmer (St. Al-
bans, Vt.), Larry Conner i inni również szeroko opisywali
oraz omawiali swoje własne wersje tego schematu. Tym
samym nie sposób uważać go za nowinkę.
Już czas zacząć wykorzystywać produktywność przezi-
mowanych odkładów jako pomost do pszczelarstwa bez
stosowania leczenia. To sposób aby skierować pszczelar-
stwo zarówno zawodowe, jak i amatorskie, na właściwe,
rozumne tory. Aby przywrócić pszczoły na właściwe dla
nich miejsce, jako probierz zdrowego oraz bezpieczne-
go środowiska dla wszystkich stworzeń – włączając w to
nas samych. Różnorodne „autorytety zadały sobie spo-
ro trudu, aby przekonać pszczelarską społeczność, że
komercyjne pszczelarstwo bez stosowania leczenia jest
„niemożliwe. Moją ulubioną osobistą odpowiedzią jest
zachowanie milczenia i kontynuowanie utrzymywania
się z tej „niemożliwej” działalności.
Przemysłowe rolnictwo
dąży nieubłaganie do swojego celu w postaci steryli-
zacji, zatrucia i wyludnienia możliwie jak największych
obszarów pięknych, wiejskich okolic, pod niedorzecz-
nym, oszukańczym hasłem: To jedyny sposób, aby wy-
żywić świat. W tej sytuacji sprzeciw słowem i czynem
staje się obowiązkiem wszystkich i każdego z osobna,
kto odnosi sukcesy alternatywnymi metodami oraz ceni
piękno i harmonię Natury. Wchłonięcie pszczelarstwa
DZIKIE
PSZCZY
PO LEKTURZE OPISÓW DZIKICH RODZIN PSZCZÓŁ MIODNYCH, CZYM SĄ, SKĄD POCHODZĄ, W CZYM PRZYPOMI-
NAJĄ, A W CZYM RÓŻNIĄ SIĘ OD RODZIN HODOWLANYCH, ORAZ JAK ODPORNE POTRAFIĄ BYĆ BEZ INTERWENCJI
LUDZKIEJ, MUSISZ ZADAĆ SOBIE PYTANIE: „DLACZEGO RODZINY HODOWLANE NIE MOGĄ ŻYĆ WŁASNYM ŻYCIEM,
BEZ CIĄGŁEGO MIERZENIA I LICZENIA, DOKARMIANIA SZTUCZNYM POKARMEM, PODTRUWANIA WSZYSTKIM, CO
POPADNIE, OD PŁYNÓW NA KLESZCZA, POPRZEZ SILNE KWASY, KOŃCZĄC NA DYMIE TYTONIOWYM?”.
24
do systemu przemysłowego rolnictwa stworzyło coś, co
nazywam „pszczelarstwem narastających problemów.
Dziwaczne i toksyczne powiązania naukowców i uni-
wersytetów poszukujących funduszy z wielkimi koncer-
nami kontrolującymi coraz więcej i więcej ziemi oraz za-
sobów żywności, wywołały kołowrót napędzających się
problemów i tymczasowych rozwiązań. Najlepszy przy-
kład stanowią pestycydy. Niektóre szkodniki wykształciły
odporność na pewne toksyny, co wywołało rzekomą po-
trzebę opracowania nowych substancji. Brzmi znajomo?
Skuteczne rolnictwo ekologiczne
oraz pszczelarstwo nie stosujące leczenia mają radykal-
nie odmienne nastawienie od przemysłowej produkcji
rolnej. Zamiast się zamartwiać, powinniśmy nauczyć się
troski, ciągłej obserwacji tej małej części Natury, którą
możemy pojąć. Zrozumieć, że ta większa część, której
nie zdołaliśmy jeszcze objąć świadomością ani zmie-
rzyć, jest gotowa nas wesprzeć, jeśli tylko nauczymy się
z nią jakoś współpracować. W miejsce porad od wyszko-
lonych przez przemysł „ekspertów możemy korzystać
z wiedzy i doświadczenia niezliczonych pokoleń rol-
ników i pszczelarzy, którzy w pełni utrzymywali się ze
swoich upraw i hodowli. Na szczęście poza wyhodowa-
niem niezliczonych odmian roślin i ras zwierząt gospo-
darskich, niektórzy z nich opisali też swoje życie i sto-
sowane metody. Dzięki temu mamy się na czym oprzeć
w dzisiejszych czasach, kiedy rolnictwo zostało tak bar-
dzo zmarginalizowane w naszej kulturze.
Do zapamiętania: komercyjny pszczelarz wciąż może
pracować i wieść dostatnie życie poza systemem prze-
mysłowym. Moją własną pasiekę zbudowałem tylko
w oparciu o własne zasoby, zaczynając od zaledwie kilku
rodzin. Od 1990 nie posiadam innych źródeł dochodu,
a ostatnie zabiegi przeciwko roztoczom (czy czemukol-
wiek innemu) przeprowadziłem w kwietniu 2002 roku.
Miałem szczęście, że gdy byłem w okresie przejściowym
od zabijania roztoczy Varroa do uznania ich za przyjaciół
i sprzymierzeńców, kilka lat z rzędu wystąpiły silne po-
żytki nektarowe oraz pyłkowe.
Ale to ciągła odporność oraz siła pasieki utrzymywana
od roku 2005, kiedy warunki dla pszczół były znacznie
mniej korzystne, wliczając w to dwa katastrofalne sezo-
ny w latach 2011 oraz 2013 – jak dotąd najgorsze jakie
widziałem w swojej karierze, są najlepszym świadec-
twem jej sukcesu. Przez cały ten czas miałem pszczoły
na sprzedaż oraz ponadprzeciętne zbiory miodu w re-
gionie. Pogoda, rolnictwo przemysłowe, roztocza oraz
wysiłki pszczelarza by je kontrolować, zmówiły się
wspólnie do zniszczenia światowych zasobów nadwy-
żek pszczół i miodu. Rosnąca wartość tych towarów
pozwoliła mi na ekonomiczny rozwój niemal każdego
roku, pomimo złych warunków pszczelarskich. Na dnie
pszczelarskiego kryzysu (2011-2013) przeprowadziłem
się do nowego gospodarstwa i postawiłem dwa budyn-
ki. A to wszystko bez długów, za to z dużą liczbą rodzin
pszczelich zasiedlających moje pasieki oraz przeznaczo-
nych na sprzedaż. Kiedy skończyły się chaos, zamiesza-
nie i zaniedbania wywołane budową oraz przeprowadz-
ką, pasieka funkcjonuje niemal tak samo jak w 1990
roku – z większymi stratami zimowymi, lecz pełnym
potencjałem do ich uzupełnienia, z możliwością sprze-
dawania pszczół oraz matek, zdolna wykorzystać dobre
warunki, gdy tylko takie się nadarzą.
A wcale nie stanowię najlepszego przykładu komercyj-
nej pasieki nie stosującej leczenia. Pszczelarze wędrow-
ni będą zapewne pod większym wrażeniem sukcesów
mojego przyjaciela Chrisa Baldwina z Belvidere w Po-
łudniowej Dakocie oraz Shepherd w Teksasie (Golden
Valley Apiaries). Chris i ja jesteśmy w tym samym wie-
ku (61), i obaj zaraz po szkole średniej podjęliśmy pracę
w pasiekach komercyjnych. Ja pojechałem do Vermont,
a on odpowiedział na ogłoszenie w gazecie pszczelar-
skiej z Nebraski. Chris ostatecznie wżenił się w rodzinny
interes, dla którego pracował, i prowadzi go do dziś. Od
tego czasu nie miał jakiegokolwiek innego źródła do-
chodu. W Południowej Dakocie pozyskuje miód w opar-
ciu o
1200 do 2000 rodzin pszczelich
a w Teksasie zimuje, hoduje matki i produkuje odkłady.
Od czasu ostatnich okresów bezpożytkowych w Połu-
dniowej Dakocie zaczął wysyłać każdego roku jedną do
dwóch ciężarówek pszczół do zapylania plantacji migda-
łowców. Po roku 2000 Chris zaniepokoił się długotrwa-
łymi skutkami ciągłych kuracji przeciwko roztoczom
i w ciągu 4-5 lat przestawił swoją pasiekę na pszczoły
Primorskie, po prostu wykorzystując nowe reproduktor-
ki przy rutynowych czynnościach hodowlanych wyko-
nywanych w Teksasie. Oprócz tych reproduktorek oraz
kilku innych, przez całą karierę nie sprowadzał żadnych
pszczół. Zarówno matki produkcyjne, jak i nowe rodziny
pszczele, zawsze wywodziły się z jego pasiek. Ostatnie
leczenie (kwasem szczawiowym) miało miejsce w 2007
roku. (Chris używa Terramycyny, jeżeli stwierdzi zgnilec
amerykański w rodzinach wychowujących mateczniki.)
25
rys: Mariusz Uchman
Od czasu wymiany matek na Primorskie oraz zaprzesta-
nia leczenia, roczny cykl prac pasiecznych Chrisa prawie
się nie zmienił względem jego dotychczasowych dzia-
łań. Podobnie jak ja ma większe straty niż w czasach
przed warrozą, ale długofalowo pozostają takie same
lub mniejsze niż u sąsiadów stosujących akarycydy. Za
to z łatwością odbudowuje stan pasieki wiosną w Tek-
sasie. Pośrednicy organizujący pszczoły do zapylania
migdałowców gotowi są przyjąć od niego każdą rodzi-
nę, którą Chris zechce przekazać, a one zawsze wracają
w dobrej kondycji, umożliwiającej wykonanie podzia-
łów lub produkcję miodu w Południowej Dakocie. Nie
zanieczyszcza lekarstwami plastrów i każdego roku ma
spory zasób potencjalnych reproduktorek wywodzą-
cych się z pszczół żyjących od pokoleń bez leczenia war-
rozy, zliczania pasożytów czy innych zabiegów.
Zarówno dla mnie
jak i dla Chris’a, temat roztoczy spadł na dół listy po-
tencjalnych problemów pszczelarskich. Na jej szczycie
znajdują się w tej chwili pogoda i problemy ze środowi-
skiem naturalnym. Sukces Chrisa jest tym bardziej zna-
mienny, że osiągnął go podczas cyklu straszliwych susz
w jego rejonie Południowej Dakoty. Klęski te przez kilka
lat z rzędu zmniejszały lub eliminowały zbiory miodu.
Najgorsze przyszło 15 lipca 2006 roku, kiedy po tygo-
dniu upałów w granicach od 43 do 46 stopni Celsjusza
(110 - 115 stopni Fahrenheita), słupek rtęci wspiął się na
wysokość 51 stopni (124 stopnie Fahrenheita), co zabi-
ło w jedno popołudnie 75% jego pszczół (1500 rodzin).
To trzy lub czterokrotnie więcej niż kiedykolwiek stracił
z powodu roztoczy. Nawet po tej tragedii Chris zdołał
w pełni odbudować pasiekę podczas kolejnej wiosny
w Teksasie. W 2014 roku obaj mieliśmy dobre zbiory
miodu, po raz pierwszy od wielu lat.
Oto więc dochodzimy do dwóch podstawowych wymo-
gów odstawienia leczenia w naszych pasiekach i powro-
tu pszczół do samowystarczalności:
1. Metody gospodarowania dostosowane do delikat-
niejszej kondycji pszczół;
oraz...
2. Reproduktorki wywodzące się z populacji dobrze
współistniejącej z roztoczami, rozmnażającej się oraz
przeżywającej bez stosowania leczenia.
A to sprowadza nas znów do dzikich pszczół. Gdyby
od roku 2000 środowisko pszczelarskie wdrażało kon-
sekwentnie plan podobny do opisanego powyżej, dziś
w kraju występowałaby duża populacja pszczół zdol-
nych żyć samodzielnie, a znalezienie dobrego materiału
hodowlanego na start nie stanowiłoby problemu. Za-
miast tego amerykańscy pszczelarze stosują wytrwa-
le model przemysłowego rolnictwa, który nieustannie
stara się manipulować środowiskiem za pomocą pe-
stycydów i sztucznych pasz mając na celu wspieranie
wielkoskalowych upraw monokulturowych. W efekcie
mamy zaledwie kilka odpowiednich populacji pszczół ,
godnych poważnego rozważania dla pasiek, w których
nie zamierzamy stosować leczenia. Mniej więcej pasują
one do czterech kategorii:
1. Pszczoły zafrykanizowane – Mają naprawdę bardzo
dobrą tolerancję na roztocza, ale są zbyt agresywne
i trudne w obsłudze w większości sytuacji. Na obsza-
rach przez nie skolonizowanych pszczelarze nie mają
innego wyjścia, jak tylko pracować z nimi na miarę
swoich możliwości. Miejmy nadzieję, że uda się ich po-
żądane cechy przekazać bardziej łagodnym liniom –
tak jak próbowali to robić Weaverowie w Teksasie.
2. Pszczoły nieleczone wyhodowane przez poszcze-
gólnych pszczelarzy zawodowych – to prawdopodob-
nie bardzo wartościowe populacje. Jednak ci nieliczni
pionierzy tak długo dali się marginalizować, zastra-
szać i byli wyśmiewani, aż w końcu stracili zaintere-
sowanie współpracą z szerszą społecznością. Nie wi-
nię ich. Produkcja miodu oraz produktów pszczelich
bez zmartwień, wydatków oraz kłopotów związanych
z leczeniem sprawia więcej satysfakcji i jest bardziej
interesująca niż ogólna praktyka oraz dyskusje prowa-
dzone dziś w środowisku pszczelarskim. Każda stabil-
na populacja hodowlana, która nie była leczona od co
najmniej 4 lat, powinna zostać sprawdzona w nowych
obszarach oraz porównana z innymi.
3. Pszczoła Primorska – w mojej opinii to wciąż naj-
lepsze dostępne źródło pszczół dla nieleczących pa-
siek. Przydałoby się jeszcze parę dodatkowych, ale
z odpowiednią dozą uporu po kilku latach możesz wy-
pracować stabilną populację wywodzącą się z puli ge-
netycznej jaką dysponują członkowie Stowarzyszenia
Hodowców Pszczoły Primorskiej (Russian Honeybee
Breedeers Association). Wyjątkowe i przełomowe pra-
ce Toma Rinderera oraz jego kolegów są dziś kontynu-
owane i rozwijane przez tą grupę oddanych sprawie
pszczelarzy.
4. Dzikie pszczoły – To prawdopodobnie najbardziej
lekceważone źródło pszczół w Ameryce Północnej,
biorąc pod uwagę gwałtowne zmiany warunków ich
życia i potrzebę rozszerzenia nieleczonej puli gene-
tycznej. Główna trudność w zakorzenieniu potencjału
tej populacji w świadomości świata pszczelarskiego
tkwi w braku możliwości rozpoznania, czy rodzina
pszczela faktycznie pochodzi z dzikiej, rozwijającej się
puli genowej, czy też po prostu uciekła ostatnio z ja-
kiejś pasieki.
Gdy nabędziesz przekonania, że posiadasz reproduk-
torkę z rodziny wywodzącej się z puli genowej zdolnej
samodzielnie przetrwać i się rozwijać, powinieneś testo-
wać ją i wprowadzać pochodzące od niej matki do pni
produkcyjnych dokładnie w taki sam sposób, jak w przy-
padku jakiegokolwiek innego obiecującego materiału,
który uznajesz za cenny dla rozwoju twojej pasieki. Po
16 latach od odstawienia leczenia i pracy z nie leczoną
populacją pszczelą w komercyjnej pasiece na Północy,
gdzie okres wegetacji jest krótki, taką oto metodę uzna-
łem za najbardziej wydajną i efektywną:
Nawet zanim ta nowa matka przezimuje w Twojej pa-
siece, powinniśmy wychować po niej 30 matek-córek
26
(jeszcze lepiej 50, a nawet 100). W tym samym czasie
wychowaj inne matki-córki po swoich najlepszych
pszczołach i pozwól im wszystkim unasiennić się
w tych samych, najlepszych możliwych warunkach.
Osadź nowe królowe w małych odkładach i pozwól im
na rozwój do 4-10 ramek do końca lata. Wszystko to
działa lepiej, gdy pasieka nie była leczona od 3-4 lat,
ale w okresie przejściowym po odstawianiu lekarstw
możesz przeprowadzić dobry test poprzez utworzenie
odkładów z wykorzystaniem czerwiu z rodzin, które
nie były leczone od co najmniej 14 miesięcy. Zimuj od-
kłady w podobnych warunkach, najlepszych jakie mo-
żesz zapewnić, a następnej wiosny będziesz zazwyczaj
miał dobry obraz potencjału nowego materiału gene-
tycznego dla twojej lokalizacji.
Wychów takich serii córek to najlepszy i najszybszy
sposób na przetestowanie nowego źródła materiału
genetycznego. Hodowanie nowych matek w środku
lata i przezimowanie ich w odkładach, daje najszybsze,
jednoznaczne wyniki przy najmniejszej inwestycji pie-
niędzy, czasu i sprzętu. Reproduktorka z wielkim, dłu-
goterminowym potencjałem pokaże to poprzez dobre
córki, które już pierwszej zimy świetnie sobie poradzą.
Podstawowa siła oraz odporność linii ujawnią się po-
przez przeżywalność wysokiego odsetka oraz relatyw-
ną wielkość kłębów na przedwiośniu. Jeśli uzyskane
rezultaty dorównują lub przewyższają wyniki uzyskane
od pozostałych reproduktorkek w tym samym czasie,
zdecydowanie warto rozmnażać te pszczoły jako część
twojej pasieki. Prawie wszystkie ważne pszczelarsko
cechy można ocenić, gdy rodziny córek reproduktor-
ki obsiadają wciąż tylko kilka plastrów. Ich zmienność
i zakres można oszacować nawet jeśli przezimowało tylko
20-30 odkładów. Jeśli oryginalna matka (reproduktorka)
wciąż żyje, tym lepiej – w następnym roku można odcho-
wać jeszcze więcej córek. Jeśli nie, dobre kandydatki do
dalszego rozwoju linii znajdziemy pośród jej najlepszych
córek. Jeśli linia wydaje się nieodpowiednia z jakiegokol-
wiek powodu, w przezimowanych odkładach można z ła-
twością wymienić matki lub przed pojawieniem się pierw-
szych trutni odizolować je od pasieki reprodukcyjnej.
Jeszcze jedna rada:
Dobrze jest tworzyć te odkłady w korpusach podzie-
lonych ruchomą przegrodą, zważywszy na zagro-
żenie poważnych strat zimowych w pasiece niele-
czonej. Nawet jeżeli stracimy 40-50%, większość uli
pozostanie zasiedlona, pozostałe pszczoły szybko
wypełnią puste plastry, a produkcja pasieki zosta-
nie utrzymana. Koszt i trud przygotowania rodzin
w dzielonym korpusie jest niemal identyczny jak w przy-
padku pojedynczych uli odkładowych – jedyną różnicę
stanowią dodatkowy matecznik lub matka do każdego
korpusu. W pierwszych etapach praktyki nieleczonej
pasieki, dzięki podwójnym ulikom osiągamy wyższą wy-
dajność, ograniczając przy tym koszty i pracę.
Aby wymienić geny swoich pszczół i zbudować popula-
cję zdolną przetrwać i prosperować bez leczenia, nie ma
potrzeby sprowadzać ogromnej liczby reproduktorek.
Obserwowałem Chrisa Baldwina, jak rozwijał swoją
produktywną, nieleczoną pasiekę liczącą 2000 rodzin
w oparciu o mniej niż 10 matek reprodukcyjnych uży-
tych na przestrzeni 5 lat. Nie zwracał uwagi na ten cały
hałas wokół „różnorodności genetycznej” (wobec której
sam, muszę przyznać, zawsze byłem raczej paranoikiem)
i nie prowadził przy tym praktycznie żadnej ewidencji.
Przez te wszystkie lata, co najmniej jednego sezonu, wy-
chował wszystkie matki po jednej reproduktorce – to
coś, do czego ja nie miałbym nigdy odwagi.
Mam nadzieję,
że te przykłady ośmielą większą liczbę pszczelarzy –
szczególnie komercyjnych, których działalność pokrywa
olbrzymie terytoria – aby rozwijać potencjał istniejący
we wszystkich nieleczonych pszczołach Ameryki Pół-
nocnej, szczególnie ten tkwiący w dzikich pszczołach.
Czas zwolnić Varroa z pozycji naczelnego pszczelar-
skiego problemu. Skupmy się zamiast tego na faktycz-
nych długoterminowych zagrożeniach dla nas i naszych
pszczół, którymi są utrata siedlisk oraz zatrucie środo-
wiska. Moje doświadczenia pokazały mi, że pszczoły
miodne mogą przystosować się do obecności świdracz-
ka pszczelego oraz roztoczy Varroa. Dostosują się także
do niestabilnych warunków pogodowych. Ale nie zdo-
łają dostosować się do świata bez roślin miododajnych
lub do trucizn drapieżnego i niszczycielskiego systemu
rolnictwa. Pomysł, że „rolnictwo przemysłowe to jedy-
ny sposób na wyżywienie świata jest śmieszny i nie do
obrony. Mamy przykłady gospodarstw organicznych,
z każdego regionu, z dowolną produkcją spożywczą,
które uzyskują takie same lub większe plony w przeli-
czeniu na powierzchnię upraw. Bez zanieczyszczania
powietrza, ziemi czy wody. Rolnicy wiodą tam zdrowsze
i bardziej świadome życie. Natomiast prawdziwym pro-
blemem może się stać brak odpowiedniej liczby rolni-
ków, którzy w ten sposób byliby w stanie wyprodukować
wystarczającą ilość żywności – przynajmniej w Ameryce
Północnej. Kreatywna i zrównoważona produkcja żyw-
ności metodami odnawialnymi wymaga więcej ludzkiej
troskliwości w przeliczeniu na uprawianą powierzchnię.
Społeczeństwo
jednak zdecydowało, że taki rodzaj zaangażowania nie
stanowi już części naszej kultury. To kamień węgielny
katastrofy żywieniowej, która szybko się zbliża. Z tego
powodu zdecydowałem się poświęcić tyle dodatkowej,
pozostałej mi jeszcze energii, aby pomóc kilku młodym
pionierom, którzy zechcieliby żyć z pszczelarstwa w spo-
sób, jaki tu opisałem. Na dłuższą metę mam nadzieję, że
Winston Churchill będzie miał ostatnie słowo: „Na Ame-
rykanów zawsze można liczyć, że zrobią to co właściwe…
po tym jak wyczerpią już wszelkie inne możliwości”.
Tłumaczenie: praca zbiorowa
(Daniel Piechocki, Krzysztof Smirnow, Bartłomiej Maleta)
Tekst pochodzi ze strony:
http://kirkwebster.com/index.php/feral-bees
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
27
28
Kirk Webster
Na konferencji dot. pszczelarstwa bez leczenia w Le-
ominster, która odbyła się w lipcu 2011 roku, stało się
jasne, że wszyscy, którzy odnieśli sukces w pszcze-
larstwie bez leczenia, opracowali własne metody
oparte na swoich unikalnych uwarunkowaniach. Ich
pasieki są rozrzucone po całym świecie, w rozma-
itych środowiskach: od wilgotnych tropików Amery-
ki Południowej i Środkowej, po rozpaloną Pustynię
Sonora w Arizonie; od wysokich Gór Skalistych po
deszczowe lasy Zachodniego Waszyngtonu. Dalej
na wschód można je znaleźć w umiarkowanym kli-
macie Teksasu, Północnej Karoliny i Francji, po krót-
kie lata i lodowaty ziąb centralnej Skandynawii i pół-
nocnej Nowej Anglii. Warunki pogodowe i układy
pożytków bardzo się różnią, mówiąc oględnie, a i ta
menażeria pszczelarzy opracowała wręcz zadziwia-
jącą różnorodność strategii produkcji miodu, pyłku,
propolisu, wosku, pszczół i jadu pszczelego ze swo-
ich uli.
Zapaść, poważne straty w rodzinach produkcyjnych po zaprzestaniu leczenia
Jest jednak pewna cecha, którą wszyscy oni mają
wspólną, pewne doświadczenie dzielone przez
wszystkich: czy Wam się to podoba czy nie, każdy
z nich patrzył, jak jego pszczoły przechodzą przez
przynajmniej dwa cykle Zapaści i Ozdrowienia, za-
nim pasieka osiągnęła wystarczającą stabilność, by
bez leczenia produkować nadwyżkę produktów
pszczelich. Dla tych z nas, którzy nie mieli pojęcia,
co robią, a którzy zaczynali z pszczołami o bardzo
małej zdolności do koegzystencji z warrozą, owe cy-
kle Zapaści wyglądały bardzo dramatycznie, wręcz
katastrofalnie. Ale dla niektórych pszczelarzy z Ame-
ryki Południowej odbyło się to dość łagodnie, wręcz
niezauważalnie – ponieważ pszczoła zafrykanizowa-
na od początku posiadała znaczną zdolność współ-
życia z warrozą, jak i bardzo szybki cykl reprodukcyj-
ny. Stanowiło to istotną wskazówkę. Teraz już wiemy,
że pasieki z pszczołą europejską mogą przejść przez
Zapaść i Ozdrowienie bez zbyt wielkiej szkody dla
swojej gospodarki, jeżeli zacząć od pszczoły „dzi-
kiej”, która już wypracowała pewną odporność na
warrozę, a następnie budować nowe rodziny szyb-
ciej od ciężkich początkowo strat.
Cykl Zapaści i Ozdrowienia
jest strategią adaptacji do zmian środowiska oraz
mechanizmem, dzięki któremu insekty wypełnia-
ją po brzegi swoją niszę przez możliwie długi czas.
Owady wydają się niezniszczalne w pewnych sy-
tuacjach, ale jednocześnie wrażliwe na gwałtowne
zmiany środowiska. Czasami całe populacje zostają
zdziesiątkowane, ale niedobitki ukazują niewiary-
godny potencjał reprodukcyjny, gdy warunki staną
się korzystne. To pozwala im błyskawicznie odzy-
skać miejsce w ekosystemie, zmienić szybko geno-
typ i uruchomić, kto wie jakie, nowe mechanizmy
obronne. To przez cykl Zapaści i Ozdrowienia w nie-
których latach ciężko znaleźć w trawie koniki polne,
a w innych jest ich pełno. Ten sam mechanizm wy-
korzystują roztocza Varroa destructor do szybkiego
uzyskania odporności na większość śmiertelnych
trucizn, które im aplikujemy. Tak też pszczoły mogą
zyskać zdolność do współegzystowania z Varroa.
Okaże się jeszcze, czy aktualnie selekcjonowane pod
kątem zachowań higienicznych, z liczeniem osypu
roztoczy i badaniami sporów nosemy, wciąż leczo-
ne pszczoły któregoś dnia zdołają prosperować bez
leczenia i nie będą musiały przechodzić przez cykle
Zapaści i Ozdrowienia. Przypuszczam, że taki jest cel
tych programów hodowlanych. Być może John Ke-
fuss ma najbliżej – z pewnością rozbudował i dopra-
cował swoje procedury badawcze lepiej niż ktokol-
wiek. Z lektury jego tekstów i rozmów z nim widzę
jasno, że jego wersja Zapaści i Ozdrowienia
ZAPAŚĆ I OZDROWIENIE:
DROGA DO PSZCZELARSTWA BEZ LECZENIA
29
(„Test Bonda oraz „Genetyka Jaskiniowców”) odwa-
liła całą „czarną robotę i stanowiła pierwszy krok, za-
nim jego badania mogły przynieść dobre rezultaty.
(Widzicie tutaj, jak każdy dotrze do swoich ulubio-
nych metod). A istnieje wiele pasiek, które i tak prze-
chodzą Zapaść i Ozdrowienie, mimo, że pszczoły
w nich są wciąż leczone.
Obawiam się, że proces selekcji pszczół leczonych
nigdy się nie zakończy, a i tak w pewnym momencie
owady będą musiały przejść przez Zapaść i Ozdro-
wienie, niezależnie od tego, czy będą wystawia-
ne na próby, czy też nie. Testujemy bowiem nasze
pszczoły w zbyt ograniczonym zakresie. Sama de-
nicja niszy ekologicznej – N-wymiarowa hiperprze-
strzeń, gdzie N stanowi niewiadomą, potencjalnie
nieskończoną liczbę – powinna zasugerować, że
to leczenie właśnie stanowi prawdziwy problem,
a wszystkie pszczoły powinny żyć i przystosowywać
się we wszystkich wymiarach, a nie tylko w niektó-
rych. Mnóstwo czasu i pieniędzy przeznacza się na
leczenie i badania. Można by je wydać znacznie le-
piej obserwując skutki wywołane przez pestycydy
i pomagając rolnikom uprawiać ziemię bez nich.
W pszczelarstwie postęp musi być dziś szybszy niż
nauka jest zdolna go udokumentować. Nacisk na-
leży położyć na rezygnację z wszelkich form lecze-
nia czy wspomagania, najszybciej jak się da. Należy
yć szerokich możliwości Natury, by znaleźć drogę
powrotną do zdrowia i elastyczności.
Ozdrowienie, silne odkłady z młodymi matkami pochodzącymi od
pszczół, które przetrwały
Wróćmy do przykładu mojego przyjaciela ze Szwe-
cji, Erika Osterlunda, który uczynił tak wiele, by prze-
śledzić i udokumentować pracę pszczelarzy z wielu
krajów hodujących pszczoły bez leczenia. Uczynił
więcej niż ktokolwiek mi znany, aby swoją pasiekę
przygotować na przyjście warrozy. Trzy lata przed
inwazją roztoczy na jego tereny miał już zapew-
nione rodziny ojcowskie i mateczne pochodzące
od pszczół zdolnych przeżyć warrozę oraz zmie-
nił wszystkie plastry na komórkę rozmiaru 4,9mm.
A jednak, gdy przyszedł pierwszy kontakt z Varroa,
jego pszczoły osypały się podobnie jak wszystkie
te w Ameryce Północnej, które nie dostały ochro-
ny przed roztoczem. Dla mnie jest to tylko kolejny
dowód na to, że systemy naturalne funkcjonują na
większej liczbie wymiarów niż jesteśmy w stanie za-
uważyć i zmierz. Potrzeba było czasu, by ustano-
wiła się nowa relacja pasożyt-żywiciel i naprawdę na
początku musieliśmy zabijać roztocza, aby utrzymać
w ogóle jakiekolwiek pszczoły. Jedyną dobrą rzeczą
w tej sytuacji jest, że ten etap w Ameryce Północnej
mamy już za sobą, a jesteśmy całkiem blisko punktu,
w którym należy się skoncentrować na zaniechaniu
wszelkich zabiegów i uczeniu się od naszych no-
wych przyjaciół.
Skoro pszczoły i Varroa
mogą koegzystować w ekonomicznie opłacal-
nym układzie, roztocze przestaje być szkodnikiem,
a przyjmuje rolę mentora, przyjaciela i sojuszni-
ka – wykonuje większość naszej pracy selekcyjnej
za darmo lub półdarmo wskazując jasno punkty,
w których nasze praktyki hodowlane zawierają błę-
dy lub niedostosowania. Ponieważ roztocza uwa-
żane są za niezrównoważonego pasożyta pszczół,
a także z powodu ich ogromnej niszczącej siły, Var-
roa stały się najważniejszą istotą skłaniającą nas
do myślenia o nich jako o potencjalnym sojusz-
niku. Ale to samo dotyczy wszelkich widzialnych
i niewidzialnych stworzeń, które zwykle nazywa-
my „szkodnikami. Jeżeli zdołamy się od nich ucz
i postrzegać je jako przyjaciół i sojuszników, mamy
szansę stworzyć lepsze rolnictwo i świat oparty na
kreatywności i biologicznej energii. Jeżeli nie – po-
zostaje nam tylko podążać wciąż tą samą autode-
strukcyjną, konsumpcyjną ścieżką, na której teraz
się znajdujemy, i dzielić skutki naszych wyborów
z wszystkimi poprzednimi cywilizacjami, które obra-
ły taką właśnie taktykę. Podobnie do powodów, dla
których mój malutki stan (Vermont, przyp. tłum.) po-
siada nieporoporcjonalnie duże wpływy w Senacie
Stanów Zjednoczonych, pszczelarze – ze względu
na ich kluczową rolę zarówno w łańcuchu pokarmo-
wym, jak i naturalnych ekosystemach – mogą mieć
ogromną rolę do odegrania w dokonaniu właściwe-
go wyboru.
Tłumaczenie: Krzysztof Smirnow
Tekst pochodzi ze strony:
http://kirkwebster.com/index.php/collapse-and-
recovery-the-gateway-to-treatment-free-beekeeping
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
Data publikacji oryginału: Lipiec 2011.
30
Bartłomiej Maleta
Gdy rozpoczyna się nasza przygoda z pszczołami,
zaczynamy szukać książek, czasopism o pszczołach.
Szukamy nie tylko wiedzy o tych wspaniałych i poży-
tecznych owadach, ale także kontaktu z nimi. Zawsze
i wszędzie. Można to porównać z uzależnieniem. Nie-
którzy, nawet gdy ujawni się u nich uczulenie na jad
pszczeli, ubierają podwójne kombinezony i z naraże-
niem zdrowia i życia chodzą do pasieki, poszukując
tam spokoju, natury, przyjemnego brzęku i zapachu
z ula. Zaledwie wczoraj chciałeś mieć dwa ule w ogród-
ku, bo po prostu lubisz miód, a dziś budzisz się zasta-
nawiając, którą z pasiek odwiedzisz, bo masz ich kilka
i obsługujesz łącznie kilkadziesiąt pni. Tak jest z więk-
szością pszczelarzy i tak też było z nami. Osoby patrzą-
ce z boku nie mogą zrozumieć, co jest tak wyjątkowego
w tym małym owadzie, że budzi tak wielkie emocje. Ale
też chyba każdy, kto zajrzał już do ula, wie o co chodzi.
A kto do tej pory tego nie spróbował – i tak nie zrozu-
mie... szaleńca.
Wiedzę o pszczołach
możemy czerpać z wielu źródeł. Często jednak logując
się do internetu, sięgając po pszczelarski podręcznik
lub prasę branżową, znajdujemy względnie jednolity
obraz pszczół - jako producentów miodu. Porady do-
tyczą sposobów prowadzenia produktywnej pasieki
w taki sposób, aby praca była łatwa, przyjemna i wy-
dajna. My jednak wciąż mamy poczucie, że chcemy tro-
chę inaczej spoglądać na pszczołę i pszczelarstwo. T
chcemy mieć produktywne pszczoły, silne, plenne ro-
dziny i doceniamy wygodę pracy bez kombinezonów,
czy choćby rękawic. Chcielibyśmy, aby nasza praca była
wydajna i oprócz olbrzymiej satysfakcji przynosiła nam
również dochód. Ale chwilami odnosimy wrażenie, że
w tym wszystkim gdzieś zagubiła się pszczoła, którą
chcieliśmy poznać i z którą chcieliśmy współpracować.
Dostrzegliśmy bowiem, że ta sztucznie podniesiona
produktywność czy łatwość obsługi pszczół odbywa
się kosztem ich naturalnych zdolności do radzenia so-
bie we własnym środowisku. Stanęliśmy w tych samych
szalonych szeregach, a jednak trochę z boku, bo z in-
nym spojrzeniem. Nie chcemy kierować naszych dzia-
łań tam, gdzie, jak czujemy, może to zaszkodzić długo-
falowemu przystosowaniu pszczół. One powinny sobie
radzić same z własnymi problemami, tak jak radziły
sobie przez miliony lat. Takie też pszczoły chcielibyśmy
zostawić po sobie naszym pszczelarskim spadkobier-
com. Mamy świadomość, że ten wybór może wiązać
się z dodatkowymi kosztami, lub mniejszymi dochoda-
mi, czasem też trudniejszą pracą, skoro chcemy licz
się ze zdaniem i wyborami naszych pszczół. Nierzadko
nasze decyzje mogą odbić się niekorzystnie na pszczo-
łach, które dziś mieszkają w naszych ulach. Ale alterna-
tywa też nam się nie podoba. Częsta wymiana mniej
produktywnych matek, wycinanie czerwiu trutowego,
czy usuwanie pierwszego lub ostatniego czerwiu ro-
botnic w roku. A przede wszystkim podawanie do uli
szkodliwych substancji.
Działania te uzasadniane są wyższym celem
jakim jest przetrwanie rodziny, ale tak naprawdę nie-
rzadko tylko po to, aby w kolejnym roku znów przy-
niosła tyle miodu, ile tylko się da. Nasze wybory mo-
tywujemy chęcią oparcia przyszłej pasieki o zdrowe,
przystosowane środowiskowo pszczoły, nie wymagają-
ce nieustannych zabiegów leczniczych przeciwko rozto-
czom oraz innym chorobom. Jeżeli chcemy mieć jutro
takie pszczoły, to już dziś musimy o to zadbać. Aby to
osiągnąć, musimy w innym miejscu ustawić kompromis
pomiędzy potrzebami pszczół i pszczelarzy. Chcemy,
żeby nasze pszczelarstwo opierało się o pszczoły żyjące
w maksymalnym stopniu tak, jak same sobie tego życzą.
Produkujące trutnie, czasem rojące się, wymieniające
matki wtedy, kiedy same uznają za słuszne, budujące
woskowe plastry według własnych wzorów i pomysłów.
Chcielibyśmy też pozyskiwać czyste i najwyższej jako-
ści produkty pszczele. Ale tylko wówczas, kiedy zbywa-
ją samym producentom. Uważamy bowiem, że pod-
stawą zdrowego pszczelarstwa dziś i w przyszłości są
zdrowe rodziny pszczele. Nie rozumiemy przez to pni
sztucznie oczyszczonych z pasożytów przy użyciu pe-
stycydów, lecz pszczoły, które dzięki ewolucyjnie wy-
pracowanym mechanizmom obronnym, same potraą
o siebie zadbać.
Dziś nierzadko dominuje pogląd, że jeżeli pszczelarz
amator nie osiąga takich wyników pasiecznych jak zawo-
dowiec, nie zna się na swoim fachu. Wielu hobbystów po-
siadających czasem zaledwie pięć uli w ogródku niestety
dało się porwać swoistemu wyścigowi na maksymalną
Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego
Wolne Pszczoły”
31
produkcję miodu z pnia. Myśląc inaczej i chcąc przed-
stawić inną wizję przyjaznego pszczołom pszczelarstwa
amatorskiego, wiosną 2015 roku zdecydowaliśmy się na
powołanie Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego
Wolne Pszczoły. Uznaliśmy, że posiadając zorganizo-
waną formułę działania, będzie nam łatwiej współpra-
cować i przekonywać pszczelarzy amatorów, że o tym
jakim jesteś pszczelarzem nie decyduje to, ile miodu
pozyskujesz z pasieki, ale to jak bardzo satysfakcjonu-
je cię obcowanie z pszczołami, jak pozwalasz im żyć...
i umierać. Bo pszczoły umierają. Tylko niektóre umiera-
„pod butem czy w ogniu, a inne naturalnie. Ot, cała
różnica.
Chyba najbardziej widocznym i również największym
efektem naszej dotychczasowej pracy i działalności
jest dostępny na naszej stronie internetowej www.
wolnepszczoly.org, obszerny i wciąż rosnący zbiór
tekstów, obejmujących tematykę naturalnej gospo-
darki pasiecznej. Są to artykuły zarówno naszego
autorstwa, jak i pszczelarzy zagranicznych, które zo-
stały przetłumaczone na język polski przez nas lub
naszych sympatyków. Teksty te być może już dziś bu-
dują jedną z największych baz wiedzy o pszczołach
i pszczelarstwie wykonaną dla amatorów i przez ama-
torów. Co istotne
wiedza ta dostępna jest nieodpłatnie
dla każdego zainteresowanego. Większą bazą wiedzy
mogą pochwalić się chyba tylko portale prowadzą-
ce profesjonalną działalność naukową, informacyjną
lub publicystyczną w dziedzinie pszczelarstwa, jak na
przykład wydawnictwa prasy branżowej. Nam jednak
zależy, aby wiedza przekazywana przez nas ukierunko-
wana była na hobbystyczną i amatorską gospodarkę
pasieczną, zgodną z naszymi celami i wyrażającą nasze
poglądy. Chcemy więc przedstawiać doświadczenia
zarówno światowe, jak i własne dotyczące pszczelarstwie,
w którym nie wykorzystuje się żadnych zabiegów che-
micznych do zwalczania pasożytów i patogenów pszczół
lub ogranicza się je do minimum. Kilka artykułów opisują-
cych interesujące nas zagadnienia, udało nam się opubli-
kować w miesięczniku „Pszczelarstwo. Stowarzyszenie re-
gularnie, dwukrotnie w roku, organizuje zjazdy, zawno
dla członków jak i sympatyków. W czasie spotkań wy-
mieniamy się doświadczeniami, dyskutujemy o pszczo-
łach i pszczelarstwie, a także podejmujemy decyzje
dotyczące dalszego rozwoju i kierunków działania
Wolnych Pszczół”. Zjazdy są dla nas owocne nie tylko
w zakresie wspomagania i rozwoju naszej działalności
pszczelarskiej, czy naszego zrzeszenia, ale także po-
zwalają nam na zawarcie nowych znajomości i przy-
jaźni. Wymianę wzajemnych doświadczeń realizuje-
my również za pośrednictwem internetowego forum:
www.forum.wolnepszczoly.org, na które, podobnie jak
na nasze spotkania, serdecznie zapraszamy.
Stowarzyszenie organizuje
amatorskie programy współpracy w zakresie chowu
i hodowli pszczół odpornych na bieżące zagrożenia
ze strony patogenów i pasożytów. O jednym z takich
działań, projekcie „Fort Knox”, możesz przeczytać na
łamach tego biuletynu. W ramach bieżącej działalno-
ści wielokrotnie już wspomagaliśmy się wzajemnie
w trudniejszych dla nas chwilach, przekazując sobie
odkłady, wyhodowane matki pszczele lub larwy. Jeste-
śmy również chętni dzielić się z szerszym gronem nie
tylko naszymi doświadczeniami, ale także dotychczas
wypracowanymi efektami naszej pracy w pasiekach.
Dziś, w czasach kiedy roczna śmiertelność rodzin
pszczelich w skali kraju potra sięgać kilkudziesię-
ciu procent, wszyscy powinniśmy się zastanowić, czy
z naszą praktyką pszczelarską na pewno podążamy
w słusznym kierunku. Według szacunków do wiosny
2017 roku w Polsce nie dotrwało 40% zazimowanych
rodzin pszczelich, a w Niemczech śmiertelność osią-
gnęła aż 60%. Wydaje się, że to najwyższa pora, aby
zrewidować dotychczasowe metody i zastanowić się
nad alternatywami. Każdy może mieć swój mały wkład
w przyszłą zmianę. To tylko od nas pszczelarzy zależy,
jakie wybory podejmujemy we własnych pasiekach.
Liczymy, że biuletyn Wolnopszczelarstwo zainspiru-
je Was do rozmyślań i podjęcia działań, które pozwolą
nam wszystkim przez długie lata cieszyć się zdrowym
pszczelarstwem, przyjaznym pszczołom i oczywiście
nam samym.
32
Krzysztof Smirnow
Sztukę tę zaliczyć można do grupy niszowych sportów
ekstremalnych o starożytnej tradycji – nie inaczej człowiek
wszedł w „posiadanie” pierwszych rodzin pszczelich, jak je
po prostu przywabił do osiedlenia się w wydłubanej prze-
zeń barci – jeżeli mowa o krainach Północy, gdzie zima
trwa kilka miesięcy i owady musiały opracować strateg
jej przetrwania. Odmiennie od klasycznych rozrywek znu-
dzonych mieszczuchów, którzy ryzykują życie skacząc na
spadochronie, nurkują w głębinach bez akwalungów, czy
ścigają się z dzikimi bykami, zajęcie to wymaga nie tylko
pewnej sprawności zycznej, ale również – odrobiny po-
mysłowości i zdolności manualnych. A to dlatego, że aby
łapać roje, potrzebujemy zbudować rojołapki.
Oczywiście, samo pojęcie „łapania”, w kontekście tego,
o czym zamierzam tu napisać, brzmi oszukańczo. W tym
tekście chodzi mi o przedstawienie takiej zabawy, która
polega na przywabianiu do naszego pudła pszczół wędru-
jących w poszukiwaniu nowego domu. Innymi słowy, tylko
one same się mogą złapać. Pszczelarz-łowca może tylko
ustawić „pułapki” i czekać. Czasami na Godota.
Rojołapka
Rojołapka to uproszczony ul, albo inna namiastka pszcze-
lego siedliska. O ile dziupla powstaje w sposób naturalny
i pszczoły muszą ją sobie same dostosować, a ul zaprojek-
towany jest głównie pod wygodę pszczelarza, rojołapka
znajduje się gdzieś pośrodku. Jej podstawowym zadaniem
jest przywabić rodzinę pszczelą i zachęcić do osiedlenia.
Jakie cechy winna spełniać dobrze zaprojektowana rojo-
łapka?
Powinna być przede wszystkim tania. Niestety, w naszym
obszarze kulturowym trudno mieć pewność, że jakikolwiek
przedmiot pozostawiony w miejscu publicznym (choćby to
był środek lasu), będzie tam sobie bez sensu leżał niewyko-
rzystany tylko dlatego, że ktoś go tam położył. Zapobiegli-
wość i skrzętność nasza i naszych rodaków nie pozwala na
podobne marnotrawstwo,w myśl zasady „przewróciło się
– niech leży. Zatem rojołapkę należy wykonać możliwie ta-
nio, z jak najmniejszym nakładem pracy, w jak najprostszej
technologii – jeżeli ktoś dokona jej „recyklingu”, nie będzie
nam aż tak bardzo żal. Najtańszym rozwiązaniem wydaje
się tekturowe pudło owinięte folią. Nie ja to wymyśliłem,
tylko pewien Ukrainiec, który opublikował później lmik na
youtube, jak do jego rojołapki z tektury i worka na śmie-
ci wprowadziły się pszczoły. Postanowiłem skopiować
jego pomysł, gdyż wydawał mi się najmniej ryzykowny
pod względem wysiłku i kosztów – dopóki nie wiem, czy
w ogóle warto się w to bawić w mojej okolicy, wolę oszczęd-
ne rozwiązania. Mam dobry dostęp do dużych pudeł tektu-
rowych, ale w razie potrzeby poszedłbym po nie na zaple-
cze jakiegoś supermarketu. Worki foliowe zastąpiłem starą
folią malarską i taśmą typu strecz, bo akurat to miałem pod
ręką. Wszystko skleiłem przy pomocy taśmy pakowej.
Zacznijmy od konstatacji, że pszczoły w razie potrzeby
potraą zasiedlić najdziwniejsze miejsca: stare lodówki,
dziury w murze, szczeliny w skałach, zbiorniki po paliwie,
dziurawe opony... Ukraińska pszczoła stepowa w naturze
gnieździła się w ziemnych norach pozostawionych przez
inne stworzenia. Zatem powinniśmy raczej rozważyć wy-
godę pszczelarza oraz wybór materiału, który da naszej
rojołapce przewagę nad mnóstwem innych potencjalnych
siedlisk.
Doświadczenia łowców rojów
pokazują tutaj, że zdecydowanie najlepszym miejscem
dla pszczół jest... Ul. Dokładniej rzecz biorąc – pojemnik,
w którym wcześniej mieszkały pszczoły. Potwierdzają to
wszystkie obserwacje. Pszczoły najchętniej osiedlają się
w miejscu, w którym żyła wcześniej jakaś inna rodzina.
Co to znaczy dla rojołapki? Najlepiej, aby była wykonana
z drewna i dobrze pachniała propolisem i woskiem. Reszt-
ki starych plastrów, jakieś śmieci po padłych rodzinach,
wszystko to może złożyć się na sukces w postaci przywa-
bienia wędrującego roju.
Pamiętajmy jednak, że nasz sukces (czyli osiedlenie się
pszczół w rojołapce) zależy w dużej mierze od szczęścia,
ponieważ tak naprawdę nie wiemy, co ostatecznie decydu-
je, że pszczoły wybiorą właśnie nasze pudełko, a nie cokol-
wiek innego (a potraą osiedlać się naprawdę w zadziwia-
jących miejscach, zapytajcie strażaków). Fakt, że pszczoły
w ogóle „biorą pod uwagę” naszą rojołapkę, wynika z bra-
ku siedlisk, jak choćby dużych obszarów leśnych pełnych
drzew dziuplastych, w których rodziny pszczele mogłyby
bytować w stanie dzikim i bez ingerencji człowieka.
Kiedy kwietniowe dżdże bębnią o dach, drepczę w kółko po pokoju i zastanawiam się, czy
istnieją jeszcze dzikie pszczoły w mojej okolicy? Nie widzę innej metody, aby to sprawdzić,
jak tylko spróbować je schwytać. Aby je złapać, trzeba mieć na to sposób. Tekst ten stano-
wi kompilację wiadomości znalezionych w Internecie na temat łapania wędrujących rojów
pszczelich, artykułów w pismach branżowych, dyskusji na forach oraz świadectw praktyków.
O ŁAPANIU
WĘDRUJĄCYCH ROJÓW SŁÓW KILKA
Na świecie znaleźli się naukowcy, którzy spróbowali rozszy-
frować pszczele preferencje. I tak:
pojemność pudła winna być większa niż 30 i raczej mniej-
sza niż 50 litrów;
jego kształt raczej nie ma znaczenia, choć z praktycznych
przyczyn lepiej, aby pojemnik był wyższy niż szerszy;
wielkość otworu wlotowego (patrząc z wewnątrz rojołapki
wylotowego): około 5-15cm2;
ponoć najlepszy jest okrągły otwór wlotowy.
Z punktu widzenia wygody łowcy pszczelich rojów pamię-
tać warto jeszcze, aby pudło było możliwie lekkie, bo cięż-
kie trudniej wciągać po drabinie, czy wspinać się z nim po
drzewie.
Doświadczenia jednego z kolegów ze Stowarzyszenia
Wolnych Pszczoł z sezonu 2016 wskazują, że ważną cechą
potencjalnego siedliska może być dobra wentylacja. Otóż
większość rójek, które zebrał w tym roku „ratując” okoli-
cę od dziko osiedlających się pszczół, wybierała pionowe
przewody wentylacyjne. Czyli być może warto zaprojek-
tować z dołu osiatkowany otwór tworzący efekt komina
w połączeniu z dedykowanym wylotkiem umieszczonym
na ścianie rojołapki, bliżej jej górnej części. Jeżeli ktoś ma
bardziej tradycyjne upodobania, może wylotek umieścić
bliżej dna, a otwór wentylacyjny pod daszkiem pudła. Nie
wydaje się to jednak kluczowym warunkiem powodzenia.
Warunkiem absolutnym
i chyba jednym z ważniejszych jest wodoodporność ro-
jołapki. Pudło winno być wodoszczelne i suche w śodku.
Nic tak nie szkodzi pszczołom jak nadmierna wilgoć z nie-
szczelnego daszku. A już szczególnie byśmy się zawiedli,
gdyby rójka zdecydowała się osiedlić w naszej rojołapce
i zginęła później, bo nie dopilnowaliśmy takiego prostego
acz ważnego szczegółu technicznego. Dlatego tekturowe
pudło owinięte folią, choć stanowi najtańsze chyba moż-
liwe rozwiązanie, nie wszędzie i nie zawsze spełni swoje
zadanie. Z doświadczenia powiem, że kilka warstw streczu
i dodatkowo worek na śmieci nie uchronią tektury przed
wilgocią. A kiedy pudło już raz zamoknie, to folia skutecz-
nie zapobiegnie jego wysychaniu – i z naszej rojołapki nici.
Bo pszczoły nie lubią mieszkać w basenie. Za to ciężka
(niestety!), drewniana skrzynia doskonale spełni swoje za-
danie, gdyż drewno potra wchłonąć ewentualną wilgoć,
a nieduże szpary pszczoły same ochoczo zalepią kitem.
Warto tutaj trochę pomyśleć.
Oczywiście, rolę rojołapki znakomicie spełni jakikolwiek
stary, nawet zaniedbany, dobrze pociągnięty propolisem,
ul, którego nie zamierzamy już używać w naszej pasiece.
Nam się może nie podobać, ale przecież liczą się gusta
pszczół.
W projektowaniu rojołapki powinniśmy też uwzględnić,
co właściwie ma się wydarzyć, kiedy pszczoły już się w niej
osiedlą. Zakładam, że łowimy rójki, aby przenieść je do na-
szej pasieki. Można postępować inaczej: niektórzy człon-
kowie Stowarzyszenia Wolne Pszczoły rozpoczęli projekt
wieszania na drzewach sztucznych barci – na dobrą sprawę
są to rojołapki, których nikt nie ma zamiaru sprawdzać, ani
przesiedlać z nich pszczół. Niech sobie tam żyją, na zdro-
wie! Jeżeli w planach mamy jednak osadzenie złapanej ro-
dziny pszczelej w jednym z naszych uli, warto przemyśleć
konstrukcję rojołapki pod tym kątem. A zatem być może
powinna ona zawierać w środku zapas ramek w rozmiarze,
jakim posługujemy się w naszej pasiece. Jeżeli będą to na-
sze stare ramki, z resztkami, lub pełną, czarną, dobrze prze-
czerwioną woszczyną, stanowić będą dodatkowy...
Wabik
Jeżeli pszczoły w swoich poszukiwaniach, czy to domu, czy
pożytku, kierują się w dużej mierze zmysłem powonienia,
warto, aby nasza rojołapka odpowiednio im pachniała. Wy-
żej wspomniane stare ramki to świetny pomysł. Pszczoły lu-
bią się osiedlać w miejscach, gdzie przedtem już bytowały
inne pszczoły. Być może dla pszczół to sygnał, że miejsce
jak najbardziej nadaje się do osiedlenia, skoro już jakieś
pszczoły żyły w nim wcześniej? W każdym razie jeżeli na
plastrach znajdzie się dodatkowo odrobina starego miodu,
z pewnością to nie zaszkodzi, a może pomóc przywabić
więcej zwiadowczyń.
Ale jest jedna sztuczka, o której zawsze warto pamiętać, na-
wet jeżeli jesteśmy zupełnie początkującym pszczelarzem
i po prostu nie mamy starych ramek ani innych utensyliów,
które dla doświadczonych kolegów są oczywistością: ole-
jek trawy cytrynowej. Naukowo dowiedziono, że pszczoły
reagują na niego tak, jak na feromon wydzielany z tzw. gru-
czołu Nasonowa, aby przyciągnąć swoje siostry do danego
miejsca. Można go porównać do wielkiego transparentu
„Promocja tędy!” – pszczoły po prostu nie potraą mu się
oprzeć.
Paroma kroplami olejku nasączyć watkę, którą należy za-
winąć w kawałek folii lub wsadzić do częściowo otwartej
(czyli częściowo zamkniętej) torebki strunowej. Chodzi
o to, aby zapach uwalniał się powoli i wystarczył na długo.
Bez obaw, pszczoły potraą go wyczuć z odległości kilku
kilometrów.
Jeżeli jesteś doświadczonym pszczelarzem i strzeliło ci do
głowy łapać wędrujące roje, możesz przygotować miksturę
zawierającą feromon matki pszczelej. Do tego celu używa-
my niewielkiej buteleczki ze spirytusem (rektykowanym,
nie salicylowym!), do której wrzucamy truchła naszych
matek pszczelich, które znajdziemy np. w rodzinach osy-
panych w czasie zimy (jeżeli od lat nie osypała Ci się żad-
na rodzina, a nie stosujesz żadnych środków chemicznych
w celu walki z warrozą lub innymi chorobami, Stowarzysze-
nie Wolne Pszczoły prosi o pilny kontakt!). Po jakimś czasie,
gdy w buteleczce znajdzie się już co najmniej kilka matek,
wieść niesie, że mieszanka zacznie wydzielać niewyczuwal-
ny dla nas, ale bardzo wyraźny dla pszczół zapach wabiący
pszczelich zwiadowców. Stosować podobnie jak olejek tra-
wy cytrynowej.
Jeżeli jesteśmy tak zupełnie początkującym pszczelarzem,
który jeszcze nie ma swoich pszczół ani uli, nie mamy po-
jęcia, skąd wziąć olejek trawy cytrynowej, czy watkę – po-
wieszenie pustego pudełka też może zadziałać. Kto wie?
Przecież w kominach wentylacyjnych nikt wcześniej nie
pozostawiał wabika, a pszczoły jednak się do nich wprowa-
dzały. Jak mówił Kubuś Puchatek: z pszczołami nigdy nic
nie wiadomo.
Gdzie ustawić rojołapkę
Położenie rojołapki winno jak najbardziej przypominać
lokalizację naturalnych pszczelich siedlisk. Uważa się, że
33
pomimo lat hodowli i selekcji, owady wciąż „pamiętają, jak
wyglądał ich naturalny dom – wciąż pozostały im te same
instynkty, a więc troska o bezpieczeństwo, wentylację, od-
powiednią kubaturę gniazda czy dostępność pożytków
w okolicy. A gdzie mieszkała europejska pszczoła miodna
w krainach Północy? Najczęściej w drzewnych dziuplach.
W starych, wypróchniałych, czasem uschniętych drzewach,
pustych w środku. Oczko takiej dziupli zwykle znajdowało
się ładne kilka metrów nad poziomem gruntu, co przy oka-
zji utrudniało wielu leśnym stworzeniom dobranie się do
pszczelich zapasów. Lata badań nad pszczołami pokazały
jednak, że owady te są wprost niewiarygodnie elastyczne
i potraą bytować w warunkach, które wywołałyby szlachet-
ną siwiznę na skroniach uczonych. Zatem poniższe warun-
ki należy traktować jako referencyjne i zastosować w miarę
możliwości. Przyjmijmy, że im więcej ich spełnimy tym więk-
sze mamy szanse na złapanie rójki!
Jeżeli chcemy i możemy spełnić ustalone eksperymentalnie
pszczele potrzeby, rojołapkę należy umieścić:
możliwie wysoko (3-5 metrów nad ziemią wystarczy), choć
dla wygody można zawiesić tak, aby móc ją sięgnąć wycią-
gniętą ręką. Pamiętajmy, że im wyżej się znajdzie, tym chęt-
niej pszczoły ją będą „rozważać, a tym trudniej będzie się
do niej dobrać naszym życzliwym współplemieńcom. W
tym kontekście też między bajki należy włożyć opowieści,
że pszczoły potrzebują drewnianych pomostów do uli, gdyż
nie są w stanie dolecieć do wylotka objuczone nektarem
lub pyłkiem. Doskonale funkcjonowały w koronach drzew
i świetnie też radzą sobie w ulach wystawionych na dachach
budynków;
na skraju łąki lub leśnej polany – pszczoły potraą bytować
zarówno w otwartym słońcu, jak i w głębokim cieniu, ale naj-
bardziej lubią sytuację pośrednią, gdy w najgorętszej porze
dnia ich dom jest choć częściowo zasłonięty przed palącym
słońcem;
dobrze, aby wylotek skierowany był na południe lub
wschód (lub pomiędzy);
w pobliżu jakiegoś źródła wody, może to być rzeczka, staw,
sadzawka, czy ostatecznie kałuża. Bagno oczywiście też
pszczołom bardzo się spodoba;
w miejscu dobrze ukrytym i rzadko nawiedzanym przez
ludzi – aby ustrzec się przed ich pokojową interwencją. Za-
równo pszczoły jak i ich łowcy lubią odosobnienie;
uwaga, tutaj punkt poniekąd przeczący poprzedniemu:
w pobliżu ciągów komunikacyjnych, strumieni, kanałów, li-
nii wysokiego napięcia – otóż pszczoły bardzo chętnie wy-
korzystują wytwory ludzkie do nawigacji. Przecinką leśną
znacznie łatwiej się leci, niż klucząc między drzewami;
w miejscu gwarantującym stabilność – po pierwsze pszczo-
ły muszą czuć, że ich dom jest stabilny i zaraz się nie zawali,
a po drugie ustawiając skrzynki na pewnej wysokości po-
winniśmy mieć pewność, że nie spadną na głowę przypad-
kowemu przechodniowi. A więc to na nas, którzy wieszamy
wysoko ciężkie przedmioty, ciąży odpowiedzialność za nale-
żyte zapewnienie bezpieczeństwa innych.
Jak widać, warunków tych nie ma aż tak wiele, a ich spełnie-
nie nie wymaga kosmicznych nakładów ani nansowych, ani
pracy. Wystarczy przyjąć nawyk spacerów, czy przejażdżek
rowerowych, podczas których wyszukamy odpowiednie
miejsca.
Jeżeli w okolicy znajdujemy zatrzęsienie miejsc, które speł-
niają wyżej wymienione warunki, możemy nasz wybór bar-
dziej ograniczyć. Otóż dobrze jest powiesić rojołapkę na
drzewie, które z góry (nie z dołu!) stanowi dobry punkt orien-
tacyjny – w nawigacji powietrznej pszczoły wykorzystują
zmysł wzroku i nawigują podobnie do pierwszych pilotów
samolotów. Oczywiście zamiast drzewa znakomicie spraw-
dzi się budynek – o ile pozwolą nam na to jego właściciele.
Jeżeli wiemy, gdzie w pobliżu znajdują się inne pasieki, pa-
miętajmy, że zdaniem doświadczonych łowców rój pierwak
(ze starą matką i największą liczbą pszczół) ma tendencję
kierować się raczej na północ niż południe.
Wylatująca rójka ma podobny zasięg jak pszczoła-robot-
nica. Ogranicza ją przyciężka i czasem starawa matka, ale
przebycie dwóch, trzech kilometrów nie stanowi dla niej
problemu. Zatem określenie użyte wyżej „w pobliżu, cza-
sami oznacza po prostu dowolne miejsce w naszej okolicy.
Na terytorium Polski trudno także znaleźć obszary, gdzie
stałoby niewiele pasiek, lub byłyby bardzo rzadko rozmiesz-
czone. Cieszymy się wysokim poziomem napszczelenia
i nikt nie ma prawa poważnie narzekać na brak zapylaczy,
o ile sam ich aktywnie nie zwalcza.
Kiedy ustawiać rojołapkę
Roje wylatują, nomen omen, w sezonie rojenia się rodzin
pszczelich. W warunkach polskich oznacza to okres od po-
czątku maja do końca czerwca, z dokładnością do miesiąca.
Pierwsi zwiadowcy wylatują z uli już w marcu, w poszukiwa-
niu źródeł pyłku. Przy okazji odbywa się aktywne mapowa-
nie okolicy. Zatem dobrze jest powiesić rojołapki możliwie
wcześnie, ale nie zbyt wcześnie: jeżeli zrobimy to, zanim
pojawią się liście, przyroda może nas zaskoczyć i ukryć na-
sze dzieło przed pszczołami pod gęstym listowiem. Cóż, dla
pszczół może to nie stanowić aż takiego problemu, choć
niektórzy doświadczeni łowcy zalecają, aby rojołapka była
dobrze widoczna. Jednak w naszej okolicy brak osłony może
skłaniać różnych ciekawskich i wandali, aby odpowiednio
„zajęli się” naszym pudłem.
Co dalej?
Powiesiliśmy naszą świetną rojołapkę, jedną lub więcej,
w możliwie doskonałych miejscach. Dalej pozostaje czekać.
Od początku maja warto je regularnie, co około dwa tygo-
dnie, odwiedzać, aby sprawdzić, czy coś w nie nie wpadło.
Niekoniecznie muszą to być pszczoły. Decyzję, co robić, je-
żeli w naszej rojołapce zagnieździ się jakieś życie, które mio-
du nie przynosi, a (być może) też żądli – pozostawiam przy-
szłym łowcom rojów, czyli Wam, Drodzy Czytelnicy.
Jeżeli jednak, pomimo naszych starań, pewnego popo-
łudnia stwierdzimy, że w jednym z naszych pudeł żyje
i prosperuje rodzina pszczela, to... Technika przesiedlania
pszczół do pasieki nie stanowi tematu tego artykułu. Jeżeli
chcemy, możemy to jednak zrobić. A jeżeli akurat nie mamy
wolnego ula, możemy pszczoły pozostawić w ich wybranej
rojołapce. Kto wie, może na wiosnę znowu je zobaczymy?
Jeżeli jednak przesiedliliśmy rodzinę z rojołapki na pasiekę,
warto pudełko odwiesić z powrotem na miejsce, które przy-
wabiło pszczoły. Możliwe, że kolejne dadzą się przywabić
jeszcze w tym roku.
Miłych łowów!
34
35
Fot. Archiwum członków Stowarzyszenia Wolne Pszczoły
Fot. Archiwum członków Stowarzyszenia Wolne Pszczoły - Plastry na snozach i ramkach bez węzy.